wtorek, 4 października 2016

Rozdział 7

 O dziwo dzisiaj nie zaspałam. Wykonałam moją typową, ranną rutynę i czekałam na Ashley, która za kilka minut miała się u mnie pojawić. Jakieś 20 minut później wysiadałam z autobusu, przystając na przystanku i czekając aż moja przyjaciółka przeciśnie się przez kilkoro starszych ludzi, którzy również wysiadają na tym przystanku. Chwilę później byłyśmy w drodze do naszej szkoły, która jest oddalona od przystanku o zalewie kilka minut. Gdy doszłyśmy pod budynek szkoły zauważyłam Caluma oraz Luke’a przy murku, palących papierosy. Nawiązałam kontakt wzrokowy z moim najlepszym przyjacielem i uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie machając. Ponieważ zostało nam do dzwonka jeszcze jakieś kilkanaście minut wchodząc do środka od razu skierowałyśmy się do automatu z kawą, a następnie udałyśmy się do „naszego” miejsca, którym była ławka za schodami. 
Byłyśmy już po trzeciej lekcji zmierzając w stronę stołówki, gdzie umówiłyśmy się z Calumem, jak zawsze. I zastałyśmy go już na miejscu, siedzącego przy naszym stoliku, razem z blonydnem. Ashley usiadła obok bruneta, a moje miejsce jest pomiędzy moją przyjaciółką a Lukiem. Chłopcy już skończyli jeść, a ja swojego jedzenia nawet nie wyciągnęłam z plecaka. Jakoś nie byłam głodna, a że dużo rozmawialiśmy to było to niezauważalne.
Moją następną lekcją było wychowanie fizyczne. Ashley miała francuski, a Calum matematykę, ponieważ mimo, że wszyscy jesteśmy w klasie IIIb to i tak nie wszystkie lekcje mamy razem, ponieważ każda ostatnia klasa liceum ma takie grupy, w zależności od ocen. Przebrałam się w mój strój i wyszłam za resztą dziewczyn z szatni. Stanęłyśmy w linii, przygotowane na zbiórkę, gdy na salę gimnastyczną zaczęli wchodzić chłopaki. W tym również Luke. Gdy mnie zauważył, uśmiechnął się i stanął kilka kroków dalej. Mogę przysiąc, że od kiedy wszedł na salę nieustannie się we mnie wpatruje i nawet jeśli ja teraz na niego nie patrzę, czuję to. I, oczywiście, jak na moje szczęście, nauczyciel zarządził, że dziś gramy w koszykówkę. Cudownie. Nie lubię tego sportu, a mój wzrost tylko to potwierdza, ponieważ jestem jedną z najniższych dziewczyn w klasie. Metr sześćdziesiąt trzy w porównaniu do innych dziewczyn, które sięgają nawet metra osiemdziesięciu, jak niektórzy chłopcy, to jednak ciężkie w tej grze. Gramy mieszanymi składami, a kiedy rozległ się dźwięk gwizdka, nauczyciel rzucił na środek boiska piłkę. Pech chciał, że w końcu jakoś trafiła ona do mnie, a ja nie bardzo wiedząc co robić, chciałam rzucić ją do kogoś innego z mojej drużyny, kiedy jakaś wysoka dziewczyna z przeciwników, rzuciła się na mnie chcąc odebrać mi piłkę. Zrobiła to wręcz idealnie, wyczujcie sarkazm, popychając mnie i wyrywając rzecz z moich rąk, przez co straciłam równowagę. Na szczęście gra toczyła się dalej, a nikt wydawał się nie zauważać mojego upadku. I dobrze, nie lubię być w centrum uwagi, czy cokolwiek. Kiedy miałam zamiar się podnieść, ktoś chwycił moją dłoń i podciągnął mnie do góry, tak, że stałam o własnych nogach. Spojrzałam na twarz tej osoby i czemu mnie to nie dziwi?
- Hej, nic Ci nie jest? – zapytał, uważnie mi się przyglądając.
 - Um.. Dziękuje, i nie, jest w porządku – uśmiechnęłam się lekko, delikatnie wyciągając moją dłoń z pomiędzy jego, ponieważ nadal trzymał mnie za rękę mimo, że już stałam. Luke posłał mi szybki uśmiech, ukazując również dołeczek z jednej strony jego twarzy, po czym odbiegł i włączył się z powrotem do gry. Ja również to zaraz zrobiłam.

***

Zastałam mamę w salonie, siedzącą razem z Joshem na kanapie. Przywitałam się i od razu wbiegłam po schodach, do swojego pokoju. Zrobiłam wszystkie zadania domowe i nauczyłam się na wszystkie jutrzejsze lekcje. Było trochę przed dwudziestą, kiedy naszła mnie ochota na rozładowanie energii i odstresowanie się po ciężkim dniu w szkole. Podeszłam do szafy, aby wyciągnąć czarne legginsy i, zważając na to, że jest już październik i o tej godzinie jest już trochę zimno, szarą, ciepłą bluzę, wciąganą przez głowę. Z drugiej szafy wyciągnęłam parę moich ulubionych Nike i szybko wsunęłam je na nogi. Chwyciłam z biurka telefon i słuchawki, a następnie wyszłam z pokoju, a potem domu oznajmiając po drodze mamie, że idę pobiegać. W drodze do furtki szybko związałam włosy w kucyka, używając gumki do włosów, którą nosiłam dzisiaj przez cały dzień na moim nadgarstku. Włączyłam moją ulubioną playlistę do biegania i ruszyłam przed siebie. Biegłam dobrze znaną mi trasą, kiedy ponownie tego dnia, wysunęła mi się sznurówka ze środka mojego buta. Kucnęłam, chcąc szybko to naprawić. W momencie, w którym skończyłam wykonywać tę czynność poczułam jak mój telefon wibruje mi w dłoni. Dostałam nową wiadomość.

Luke: jesteś w domu? chciałbym podrzucić ci twój bilet, zanim go zgubię

Zaśmiałam się, biorąc jednocześnie głęboki wdech przez zadyszkę spowodowaną wysiłkiem.

Sam: nie, biegam, możesz wpaść za pół godziny, postaram się do tego czasu wrócić

Już 20 minut później byłam pod drzwiami swojego domu, przystając i opierając ręce na kolanach, żeby złapać oddech. Weszłam do środka idąc od razu do kuchni po butelkę wody. Zastałam tam Josha, szukającego po szafkach czegoś, czegokolwiek do jedzenia. Norma. Mimo to, że on dosłownie ciągle je, ma świetną sylwetkę, ponieważ dużo gra w piłkę nożną. Ja również należę do szczupłych, aczkolwiek niskich osób. Ale biegam, bo lubię, nie bo chcę schudnąć.
- Szybko – odwrócił się do mnie, trzymając w rękach paczkę chipsów. Nie odpowiedziałam na to, po prostu się uśmiechnęłam, biorąc dużego łyka wody. Chłopak wskoczył na blat, nadal jedząc i co jakiś czas przesuwając palcem po ekranie jego telefonu. Zakręciłam butelkę, stawiając ją bok niego i ruszyłam w stronę schodów. Wyszłam, albo bardziej jakby się wczołgałam na górę, wchodząc do środka mojego pokoju i zamykając za sobą drzwi. Wzięłam swoją piżamę oraz nową bieliznę i udałam się do łazienki, na szybki prysznic. Po dokładnym ich umyciu, rozczesałam włosy, a następnie wyszczotkowałam zęby. Ubrałam moją piżamę, składającą się z krótkich spodenek i bluzki z długim rękawem, który i tak zawsze podwijam do łokci. Wróciłam do pokoju i automatycznie podeszłam do biurka, na którym leżał mój telefon. Zmarszczyłam brwi, widząc bilet na koncert All Time Low. Nagle dostałam olśnienia i przez to miałam ochotę przybić sobie piątkę. W czoło. Kiedy go podniosłam i zaczęłam oglądać z każdej strony, usłyszałam z krzyk.
- Sam!
- Czego chcesz, Josh? – odpowiedziałam równie głośno.
- Twój chłopak tu był – z szerokim uśmiechem wszedł do mojego pokoju – i kazał to przekazać – wskazał na rzecz w mojej dłoni.
- To nie jest mój chłopak. Dawno?
- Kilka minut temu – wzruszył ramionami.
- I nie mogłeś mnie zawołać? – mruknęłam pretensjonalnie.
- Próbowałem go zatrzymać, ale się śpieszył – lekko się uśmiechnął i wyszedł.
Odłożyłam bilet na miejsce, wzięłam telefon i rzuciłam się na łóżko.

Sam: naprawdę nie mogłeś zaczekać tej chwilki?

Dostałam odpowiedź szybciej, niż się spodziewałam.

Luke: widok ciebie po prysznicy mógłby być ciekawy, ale naprawdę się śpieszyłem, przepraszam

Sam: nie musisz przepraszać, myślałam, że pogadamy i chciałam ci od razu oddać pieniądze za bilet

Luke: nie musisz oddawać, uznaj to za prezent : -)

Sam: chyba zgłupiałeś, i tak ci je oddam
 

Luke: mogłem się tego spodziewać

Sam: btw. nie potrzebujesz dzisiaj kryjówki? haha

Luke: dam ci już na dzisiaj spokój, ale nie martw się, tylko na dzisiaj

Uśmiechnęłam się lekko, odczytując wiadomość.

Sam: skoro tak, dobranoc : -)

Odłożyłam telefon na szafkę nocną i mimo, że słyszałam wibracje oznaczające nową wiadomość – zignorowałam to i położyłam się do łóżka. Przykryłam się kołdrą po samą szyję, ponieważ było mi nadzwyczaj zimno i nawet nie wiem kiedy, ale zasnęłam dość szybko.



~*~ 


Zastanawiam się, czy nie przestać tutaj pisać, a dodawać rozdziały jedynie na wattpad, bo na blogspocie chyba i tak nikt nie czyta

niedziela, 25 września 2016

Rozdział 6


Słysząc stukanie, jakimś cudem odnalazłam telefon i sprawdziłam godzinę. Jest kilka minut po północy. Całkiem zaspana, powolnie podniosłam się z łóżka i zaświeciłam lampkę nocną. Kiedy po raz kolejny usłyszałam stuknięcie w okno, podeszłam do niego i szybko otworzyłam. Właśnie w tym momencie obok mojej głowy przeleciało coś małego. Podążyłam za tym wzrokiem i zauważyłam mały kamień leżący na podłodze obok biurka.
- Zwariowałeś? Rzucasz mi w okno kamieniami?! – krzyknęłam szeptem, zauważając znajomą sylwetkę. Dzisiaj jest pełnia, więc blond czupryna chłopaka się dość odznacza wśród jego czarnego ubioru.
- No jakość musiałem dać ci znać, że już jestem – odpowiedział, jakby to było oczywiste.
- Przecież masz mój numer, poza tym… zresztą nieważne, właź, bo się rozmyślę.
Usiadłam na łóżku i przetarłam zaspane oczy. Niedługo później Luke siedział na moim parapecie, przeuczając przez niego nogi i lądując w moim pokoju.
- Przed czym tak właściwie muszę cię chować? – zdziwiłam się. Równie dobrze mógłby po prostu schować się w swoim mieszkaniu lub u Caluma. Średnio się znamy, więc to dla mnie naprawdę dziwne.
- Eh – było jedynym, co powiedział, po tym gdy usiadł obok mnie.
- Okej, nie chcesz to nie mów. Po prostu jestem ciekawa – burknęłam, przesuwając się na środek łóżka i układając bokiem. Głowę ułożyłam na poduszce, a jedną rękę wsunęłam pod nią.
Chłopak usiadł bokiem, tak, by mógł na mnie patrzeć. Wpatrywał się w moje oczy przez dłuższą chwilę, aż w końcu westchnął przeciągle.
- Ja.. uh – zaczął nieśmiało – po prostu mam pewne problemy, z którymi próbuję sobie poradzić. Ale jak widać, słabo mi to idzie – dokończył lekko podłamanym głosem i zaśmiał się nerwowo. Zmieszałam się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
- Dziękuje – odezwał się po dłuższej chwili. Gdy na niego popatrzyłam, miał zamknięte oczy, które za chwilę powolnie otworzył. – Za to, że mi pomagasz i mnie nie męczysz głupimi pytaniami.
Mówiąc to lekko zadrżał mu głos. Momentalnie zrobiło mi się go szkoda. Nie wiem, z jakimi problemami się zmaga i jak mogłabym mu pomóc. Nienawidzę, gdy ludzie w moim otoczeniu cierpią lub są smutni. Taka już jestem. Często stawiam czyjeś szczęście ponad swoje.
- Gdybyś kiedyś potrzebował pomocy, lub coś… pamiętaj, że masz mnie – uśmiechnęłam się.
Więcej nie rozmawialiśmy. Za to ja dużo myślałam. O nim, o tym co się dzieje, o wszystkim. Leżeliśmy, a ja już nawet nie zwracałam uwagi na czas i ile chłopak tutaj jest. By nie było tak niezręcznie włączyłam na telefonie playlistę z moimi ulubionymi piosenkami, ulubionych zespołów. Kątem oka zauważyłam jak Luke delikatnie się uśmiecha. Przymknęłam oczy, ponieważ uwielbiam słuchać muzyki w taki sposób. Od razu lepiej się słucha.

***

- Wyłącz to – usłyszałam jęk.
Leniwie otworzyłam oczy, powoli się budząc. Chciałam się rozciągnąć, ale przez otaczające mnie ramiona - nie mogłam.
- No nie – szepnęłam, spoglądając do góry, na blondyna. – Luke, wstawaj! – powiedziałam tym razem głośniej.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie jego ciche pomrukiwania.
- Luke, do cholery! Zasnęliśmy! – chłopak momentalnie mnie puścił, a ja w końcu mogłam wyłączyć irytujący budzik.
- Która jest godzina? – mruknął zachrypniętym głosem.
- Szósta trzydzieści.
Zerwałam się z łóżka i poprawiłam piżamę, która przesunęła mi się przez sen. Byłam teraz zdecydowanie zła na siebie, ponieważ zasnęłam. A teraz znajdujemy się w takiej sytuacji. Nie mówię, że moje życie jest nudne, ale takiej przygody jeszcze nie miałam.
- Zbieraj się, bo nie zdążysz do szkoły – powiedziałam, widząc jak Luke wtula głowę w moją poduszkę i przykrywa się bardziej pościelą. Widząc, że nie reaguje westchnęłam jedynie i zbierając ciuchy oraz kosmetyki, udałam się do łazienki. Po około trzydziestu minutach wróciłam gotowa. Dzisiaj makijaż i prostowanie włosów zrobiłam na spokojnie, bo chyba po raz pierwszy wstałam wtedy, kiedy nakazywał mi budzik.
- Serio, Luke? Spóźnisz się – zauważając jak chłopak nadal leży, tylko tym razem z telefonem w ręce. Blondyn spojrzał w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. W końcu wstał i podszedł do mnie. Następnie mocno mnie przytulił, co bardzo mnie zdziwiło. Naprawdę, to było dziwne. Co mu odbiło? Miałam o to pytać, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Najszybciej jak tylko potrafiłam odepchnęłam od siebie Luke’a i wepchnęłam w tę część pokoju, której nie widać zaraz po wejściu do pomieszczenia.
- Mam do załatwienia sprawę na mieście, więc jeśli chcesz, to mogę podrzucić ciebie i Ashley do szkoły – powiedziała mama zaraz na wejściu.
- Okej – pisnęłam spanikowana. – Um.. o której jedziemy?
Kobieta zerknęła na zegar wiszący nad biurkiem.
- Za pół godziny, nie chcę trafić na korki – odpowiedziała i nie czekając na moją odpowiedz, poszła.
Westchnęłam z ulgą.
- Okej, leć, zanim ktoś cie zauważy – stanęłam przed blondynem, kryjącym się do tej pory za ścianą.
- Przepraszam – skrzywił się. – Mogłem nie… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Dobra, dobra. Powiesz to kiedy indziej. Teraz już musisz iść, póki nie wszyscy moi sąsiedzi już wstali i nie zobaczą cie wychodzącego z okna na piętrze.
Zaśmiał się na moje słowa i posłusznie zaczął się zbierać. Założył buty i gdy siedział już na parapecie z przewieszonymi nogami na zewnątrz, pomachał mi i posłał uroczy uśmiech. Ale nie na to zwróciłam uwagę. Mój wzrok wylądował na miejscu pod łokciem. Było tam kilka czerwonych punkcików. Nie, nie możliwe, żeby to było to.

***

To wszystko jest dziwne. Tak, zdecydowanie, to dobre słowo. On jest dziwny, nasza relacja jest dziwna, to, co robimy też jest d z i w n e.
Aktualnie trwa lekcja matematyki, na którą od dzwonka nie poświęciłam najmniejszej uwagi. Mój mózg wolał zacząć myśleć o dosłownie wszystkim i wymyślać przeróżne teorie na temat wszystkiego. Chyba nie muszę wspominać, że mimo wszystko, głównym tematem moich rozmyśleń był ten stuknięty blondyn, o tak pięknych i niebieskich oczach. Bo cóż, chyba każda dziewczyna mu ich zazdrości. Czemu stuknięty? Bo wszystko związane z nim też jest stuknięte. Ja jestem stuknięta, bo o nim tyle myślę. Jak nazwać naszą relacje? Kolega-koleżanka? Czy może „kolega, którego się prawie nie zna z mnóstwem sekretów-koleżanka, która pozwala mu u siebie nocować, bo czemu nie?”
To wszystko jest głupie i bezsensu. Całkowicie pokręcone.
Chciałabym się cofnąć w czasie i nie otwierać tamtej nocy okna. Nie wpuszczać go do środka.
Chciałabym zacząć z nim od nowa. Bez tych wszystkich rzeczy. Po prostu, normalnie się poznać. Czy to możliwe? Bo jeśli tak, to będę przeszczęśliwa.
Chociaż w sumie… dlaczego zależy mi na jakiejkolwiek relacji z nim?
Dzwonek oznaczający przerwę przerwał moje rozmyślenia. Na(lub nie)szczęście. Nie ukrywam, odpowiedź na to pytania niesamowicie mnie dręczyła. Dlaczego? Bo sama jej nie znałam.
Praktycznie wybiegłam z klasy, próbując sprawnie wszystkich ominąć i uniknąć znajomych twarzy. Spuściłam głowę w dół i kierowałam się w stronę klasy od francuskiego.
- Sam! W końcu cię znalazłem! – w duchu jęknęłam zrezygnowana. Dlaczego nic nigdy nie idzie po mojej myśli? Chciałam teraz po prostu dokończyć moje myślenie i odpowiedzieć sobie na to głupie pytanie.
- Cześć, Luke- powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Nie zgadniesz co mam! – chłopak był wyraźnie podekscytowany, szczęśliwy i żywy jak nigdy. Jeszcze go takiego nie widziałam.
Zmarszczyłam na moment brwi, przypominając sobie pewną rzecz z dzisiejszego ranka, której najprawdopodobniej nie powinnam była w ogóle widzieć.
- O co chodzi? – pokręciłam głową, chcąc odpędzić tamte myśli.
- Mam dwa bilety na koncert All Time Low! – krzyknął tak głośno, że kilkoro uczniów popatrzyło na nas z dziwną miną.
Moje oczy momentalnie zrobiły się większe, a ja sama zaczęłam się uśmiechać jak głupia. Marzę o tym od lat! Strasznie chciałam jechać na najbliższy koncert w Richmond, zwłaszcza, że jest to tak blisko, ale bilety wyprzedały się tak szybko, że nie miałam nawet najmniejszej szansy. Jakim cudem on je zdobył?
- Jak? – byłam w stanie wyjąkać tylko tyle.
- Lepiej nie pytaj – zaśmiał się. – Ale je mam! Jedziemy na koncert All Time Low! Mówiłaś, że bardzo chciałaś na nich jechać, więc proszę bardzo. Jedziemy! – uśmiechnął się niesamowicie szeroko. Ja również się uśmiechałam, tak bardzo, że aż bolały mnie policzki.
- Nie wierzę – szepnęłam. – Moje marzenie w końcu się spełni.
Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam tak mocno, że mogłam usłyszeć tylko jego zduszony śmiech. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, patrzyłam na niego nadal nie mogąc uwierzyć.
- Muszę lecieć, mała. Widzimy się później – cmoknął mnie w policzek, kiedy zadzwonił dzwonek i uciekł w głąb korytarza.
Odwróciłam się w stronę mojej klasy i weszłam do środka. A miałam przez ten czas pomyśleć, ugh.
Chociaż zaraz, czy on nie ma przypadkiem francuskiego razem ze mną?



~*~


Huh, ciekawe co wydarzy się na koncercie.
Czytasz = komentujesz :)

tt - beushx

czwartek, 8 września 2016

Rozdział 5

Chciałam jakoś wyplątać się z jego uścisku, ale marnie mi to wyszło. Przechyliłam się za bardzo w prawo, w tym samym momencie, kiedy chłopak lewą ręką sięgnął do swojej twarzy i podrapał się po policzku, w skutek czego zleciałam z kanapy na podłogę.
- Ałć – syknęłam, a hałas jaki wydał mój tyłek przy spotkaniu z podłogą najwyraźniej wystarczył, by obudzić chłopaka.
- Sam? Co ty robisz? – ziewnął.
- Siedzę, jak widać – mruknęłam zaspanym głosem.
Luke podniósł się do pozycji siedzącej i podał mi rękę, którą chwyciłam i ciągnęłam się ku górze. Siedząc obok niego westchnęłam zmęczona i przetarłam twarz dłońmi.
- Dlaczego tutaj spaliśmy? W ogóle, dlaczego obudziłam się na tobie? – zapytałam, rozkładając się na wolnym miejscu i kładąc nogi na jego uda. – I dlaczego tego nie pamiętam, skoro nie wypiłam aż tak dużo?
- Chyba tutaj zasnęliśmy – zmierzwił ręką włosy.
Zacisnęłam powieki i ziewnęłam głośno.
- Potrzebuję kawy – mówiąc to wstałam i udałam się w stronę kuchni. – Chcesz też? – zapytałam, nalewając wody do czajnika.
- Jasne – mruknął.
Siedzieliśmy już przy stole, z kubkiem parującej cieczy, pogrążeni w ciszy. Chłopak wyglądał na dość skupionego, kiedy nieustannie wpatrywał się w stołu.
- Poszłam zamknąć okno, rozmawialiśmy, a potem urwał mi się film – powiedziałam w pewnym momencie.
- I wszystko jasne – odpowiedział, nadal nieprzytomnie patrząc na drewnianą powłokę.
Pstryknęłam palcami przed jego twarzą, dzięki czemu w końcu na mnie spojrzał. Zmarszczyłam brwi, a następnie je uniosłam. Luke uśmiechnął się szeroko, przy czym ukazał się jego dołeczek w policzku. Parsknęłam cicho śmiechem, spuszczając wzrok i podnosząc kubek do ust.

***


Jest poniedziałek, dokładnie tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego. A ja znowu zaspałam. Nieustannie biegałam to w jedną, to w drugą stronę, próbując się wyzbierać. Ashley będzie tu za 10 minut, a ja nadal jeszcze się nie ubrałam, pomalowałam oraz nie spakowałam książek do plecaka. Nie jest to dla mnie nowość, ale za każdym razem jestem na siebie tak samo zła, że nie potrafię wstać wtedy kiedy dzwoni budzik, tylko wtedy kiedy widzę, że już jestem spóźniona. Gdy prawie skończyłam się malować, usłyszałam dzwonek do drzwi, a chwilę później drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Zamknęłam tusz do rzęs i spojrzałam na fotel przy biurku, na którym usiadła moja przyjaciółka.
- Zaspałaś, prawda? – rzuciłam jej głupi uśmieszek, na który ona tylko westchnęła, po czym wzięłam się za pakowanie rzeczy do plecaka.
Chwilę później ubierałam buty i narzucałam na siebie bluzę, ponieważ rano było wyjątkowo chłodno.
 - Pośpiesz się! Autobus zaraz przyjedzie, a my nie jesteśmy nawet w połowie drogi.
- Cholera – powiedziałam bardziej do siebie, kiedy po raz kolejny sznurówka wypadła ze środka mojego buta. Kucnęłam i szybko ją poprawiłam. Zaczęłam szybki trucht, żeby dogonić Ashley, która nie czekając na mnie szła szybkim krokiem byle by tylko się nie spóźnić. Cóż, nie udało nam się. Gdy już prawie dotarłyśmy do przystanku, ostatnim co widziałyśmy był odjeżdżający autobus. Ashley machała rękami myśląc, że to go zatrzyma i skłoni do poczekania na nas. Jakoś nie wyszło. Wbiegłyśmy do szkoły równo z dzwonkiem, zdyszane przez praktycznie bieg, który przed chwilą wykonałyśmy. Wiedziałyśmy, że na pierwszej lekcji jest angielski, a pan nie toleruje spóźnień, co sprawia, że jest on przy klasie nie dłużej niż 2 minuty po dzwonku. Mimo to, na korytarzu nadal było pełno ludzi, a my próbowałyśmy się przez nich przedrzeć. Nagle coś mi się przypomniało, dlatego zaczęłam szybko sprawdzać plecak, aby przekonać się, że to o czym myślę nie jest prawdą.
- No nie – szepnęłam do siebie, kiedy okazało się, że zapomniałam zeszytu. Zeszytu od angielskiego, w którym miałam zadanie na dzisiaj. Jeśli mnie wybierze, jestem w dupie.
Mimo wszystko, nadal próbowałam go znaleźć, mając nadzieje, że po prostu włożyłam go pomiędzy książki. Kiedy to robiłam, poczułam jak się z kimś zderzam ramieniem. Podniosłam głowę na ułamek sekundy i ujrzałam Luke’a.
- Hej! – przywitał się radośnie.
Jak można się cieszyć będąc w szkole, w poniedziałek, rano?
- Hej – burknęłam, nawet na niego nie patrząc. Ciągle przewalałam całą zawartość swojego plecaka. – Zapomniałam zeszytu! – jęknęłam zła na siebie.
- I co z tego, weźmiesz nieprzygotowanie – wzruszył ramionami.
- Siedziałam nad nim jakąś godzinę! Nie wiem czy zauważyłeś, ale przywiązuję dużą wagę do szkoły – mruknęłam, zakładając ramiona na piersi. Zerknęłam na wiszący zegar i nabrałam gwałtownie powietrza. – Muszę iść! – pisnęłam i minęłam go, nie czekając na jego odpowiedź.
Przyszłam, a raczej przybiegłam, pod klasę równo z panem Brown’em. Nauczyciel otworzył, a następnie wszedł do klasy, a za nim reszta uczniów. Usiadłam na swoim miejscu i starałam się jak najbardziej nie wyróżniać czy cokolwiek. Jeśli Brown mnie zauważy, jestem pewna, że będę pierwszą, którą zapyta o zadanie, którego nie mam.  Pan Brown właśnie skończył sprawdzać obecność, a ja zamarłam kiedy usłyszałam jak wymawia moje imię.
- Samantha Parker? – wstałam, bezmyślnie bawiąc się rękawami mojej bluzy. – Masz zadanie?
- Ja… Um.. – już miałam zacząć żałośnie się tłumaczyć, kiedy drzwi klasy gwałtownie się otworzyły. Do środka wszedł Luke i Calum. Nawet nie zauważyłam, że ich nie ma. Przywitali się z nauczycielem, przeprosili za spóźnienie i jakby nigdy nic, brunet usiadł w ławce obok, a blondyn za mną, po drodze rzucając mi jakąś kartkę na moją ławkę. Pan Brown spojrzał na nich, a jego brwi wyskoczyły ku górze, ukazując zdziwienie na ich zachowanie.
- Przepraszam, ale chyba wyraziłem się jasno na pierwszej lekcji, mówiąc, że nie toleruję spóźnień – zaczął, a ja w tym czasie rozłożyłam papier od Luke’a.
Zrobiłam wielkie oczy widząc zadanie, którego dzisiaj nie miałam. Skąd on to wziął? Na pewno nie napisał sam, w dodatku w tak krótkim czasie. Nawet ja siedziałam nad tym godzinę, a jestem naprawdę dobra z angielskiego!
- Panno Parker, proszę zacząć czytać zadanie, które oczywiście masz, prawda?
- Tak, tak – zająknęłam się i wsunęłam kartkę w brudnopis. Mam tylko nadzieję, że to nie jest jakiś żart i faktycznie przeczytam zadanie domowe, a nie coś całkiem innego.
- Siadaj, piątka – na te słowa odetchnęłam z taką ulgą, że pan posłał mi zdziwione spojrzenie.
Usiadłam i korzystając z nieuwagi nauczyciela od razu odwróciłam się do blondyna.
- Boże, dziękuje! – krzyknęłam szeptem.
Dla niektórych to wyda się śmieszne, że aż tak bardzo przejmuję się szkołą i głupim zadaniem, ale dla mnie to jest naprawdę ważne. Mam marzenia i chcę je spełnić. Ale póki co, muszę skończyć szkołę z jak najlepszymi ocenami, bo to klucz do wszystkiego.
- Nie ma za co – mrugnął i szeroko się uśmiechnął.
W końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Wszyscy zaczęli pośpiesznie zbierać swoje rzeczy i wychodzić z klasy. Przystanęłam obok drzwi i czekałam, aż chłopcy nareszcie wyjdą. Widocznie im się nie śpieszyło.
- Naprawdę bardzo ci dziękuje – powiedziałam zaraz gdy tylko go zobaczyłam. – Jestem twoją dłużniczką.
- Daj spokój, to tylko głupie zadanie – wzruszył ramionami.
- Jeśli będziesz potrzebował pomocy lub coś, to masz mój numer – uśmiechnęłam się szybko i skierowałam w inną stronę niż oni.
Kiedy zadzwonił dzwonek, oznaczający koniec siódmej, czyli mojej ostatniej lekcji, byłam przeszczęśliwa. Razem z Ashley, Lukiem i Calumem stwierdziliśmy, że już mamy dość, a to dopiero początek tygodnia, więc pójdziemy na pizze. Jakby to coś zmieniło. Ale okej, dla nich każdy pretekst jest dobry. Doszliśmy na najbliższy przystanek metra, który zawiezie nas do centrum. Gdy tam dojechaliśmy, zamówiliśmy jedną wielką i usiedliśmy przy stoliku w rogu restauracji, który ma kanapę zamiast krzeseł oraz jest przy oknie. Standardowo rozsiedliśmy się na całą kanapę z telefonami w rękach, ponieważ jest darmowe wifi. Ashley chyba przeglądała instagrama, a Calum sms-ował z jakąś dziewczyną. Mój telefon rozładował się w czasie przedostatniej lekcji, więc bezczynnie siedziałam i rozglądałam się po pomieszczeniu.
- Właściwie to chyba wiem jak mogłabyś mi pomóc – usłyszałam nieśmiały szept przy uchu, więc odwróciłam się w tamtą stronę. Luke patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- O co chodzi? – również się uśmiechnęłam, usiadłam bokiem i założyłam kostkę na kolano.
- Yh… Trochę głupio mi o to pytać - zaczął powoli. – Ale mogłabyś dzisiaj wieczorem schować mnie w swoim pokoju tak jak kiedyś? – dokończył bardzo szybko. Ledwo mogłam go zrozumieć. Dopiero po chwili ogarnęłam co do mnie powiedział. Zmrużyłam oczy patrząc na jego szyję i zamyślając się na chwilę.
- W porządku – popatrzyłam w jego oczy.
- Naprawdę? Dziękuje! – złapał mnie za ramiona i przyciągnął mocno do siebie.
Zaśmiałam się zduszonym głosem, gdy mnie obejmował. Nieświadomie pogładziłam jego plecy, co było trochę dziwne. Powoli się odsunęłam i uśmiechnęłam. Luke patrzył mi w oczy, a na jego ustach cały czas utrzymywał się uśmiech, któremu towarzyszyły urocze dołeczki. Słysząc chrząknięcie, jak oparzona oderwałam wzrok od jego tęczówek i spojrzałam na przyjaciół.
- Nie wiem, czy zauważyliście, ale pizza już jest – zaśmiała się Ashley, posyłając Calumowi porozumiewawcze spojrzenie.
Prychnęłam cicho i złapałam za kawałek. Przylgnęłam do oparcia i zajęłam się jedzeniem, kiedy Ash i Calum nadal bawili się telefonami teraz dodatkowo jedząc. Poczułam, jak chłopak siedzący obok trąca mnie łokciem w bok, co oczywiście od razu oddałam. Zerknęłam na niego do góry.
- Ubrudziłaś się – zauważył z ciągłym uśmiechem.
- Ty też – odpysknęłam, choć niekoniecznie było to prawdą.
Ponownie wbiłam mu łokieć w żebra i zaśmiałam się z jego miny. Przekręciłam się lekko w bok i oparłam plecami o jego ramię. Chyba zaczynam go lubić coraz bardziej.
- Spodziewaj się mnie koło północy – szepnął mi na ucho. 





~*~

Czytasz = komentujesz :)

tt - beushx

środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 4

- Spóźni się – powiedział Calum zaraz po tym, jak zakończył połączenie i rzucił telefon na łóżko.
- Czemu?
- Nie powiedział.
Tak szczerze to lepiej dla mnie. Po naszej ostatniej rozmowie czuję, jakby pomiędzy nami było jakieś spięcie. Za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy wydawał się być w porządku. A później po naszej nocnej rozmowie polubiłam go jeszcze bardziej. W klubie świetnie się z nim bawiłam, a teraz jest, co jest. Mogłam go nie całować. Może wtedy było by okej. Dla mnie nie było w tym niczego nadzwyczajnego. W końcu byłam pijana, a to co się stało było pod wpływem emocji. Szkoda, że on był trzeźwy.
Nie, żeby mi to jakoś strasznie przeszkadzało, to całe zamieszanie między nami. Polubiłam go, ale nie zależy mi na nim w jakiś głębszy sposób. Miałam już mnóstwo takich osób w moim życiu. Byli i poszli. Przyzwyczaiłam się. Najważniejsze, że ci prawdziwi zostali.
- Co będziemy robić? – zapytałam opierając się plecami o łóżko i rozkładając nogi na dywanie. – Oprócz picia – dodałam szybko, widząc ich zadowolone miny.
- Cóż, horror jest chyba tradycją. Wszyscy mamy po nim schizy, więc jest ciekawiej.
- Co powiecie na Obecność 2? – zaproponowała Ashley.
- Idealnie, ale musimy zaczekać na Luke’a – skinął Calum.
Stwierdziliśmy, że w tym czasie wszystko przygotujemy. Więc razem z Ashley udałyśmy się do kuchni przygotować jedzenie na całą noc i głównie popcorn na czas filmu. Calum został na górze, w swoim pokoju, by porozkładać poduszki, koce i kołdry na podłodze, ponieważ tak będziemy dzisiaj spać.
- Wow, widzisz tą chmurę? – gwizdnęła Ashley, stojąc przy oknie.
Podeszłam obok niej, unosząc wysoko brwi. Kiedy nad nami ściemniało się czyste niebo, jakiś kawałek dalej było ono już czarne przez czarne i gęste chmury. To nie wróżyło najlepiej. Już dawno nie było burzy, ale nie przeszkadza mi to. Lubię je.
Całe jedzenie i napoje zaniosłyśmy do salonu i rozłożyłyśmy kanapę, która i tak była całkiem spora.
- Duszno tu, otworzę okno – blondynka jedynie skinęła, a ja od razu uchyliłam oba okna.
- Luke zaraz będzie – oświadczył brunet, schodząc po schodach z kocem w ręku. Rzucił go na mebel, na którym będziemy siedzieć i zgarnął garść chipsów z miski.
Stałam za kanapą, więc usiadłam na jej oparciu, przerzuciłam przez nią nogi i w taki sposób już na niej leżałam. Pozostała dwójka niemal od razu do mnie dołączyła, kładąc się na mnie. Zaśmiałam się zduszonym śmiechem i jakimś cudem udało mi się wyciągnąć z kieszeni moich dresów telefon. Zaczęłam przeglądać różne aplikacje, jak twitter czy instagram, do póki nie usłyszeliśmy dzwonka do drzwi.
- Otwarte! – krzyknął Calum, nie robiąc sobie problemu, by wstać i iść otworzyć samemu.
- Cześć – przywitał się blondyn i zaśmiał się na zastany widok. Zrzucił z ramienia plecak i położył go przy schodach, zdjął ze stóp buty i skierował się w naszym kierunku.
Próbowałam dyskretnie zlustrować go wzrokiem, co mi nie wyszło, ponieważ chłopak podłapał moje spojrzenie. Zdążyłam jedynie zobaczyć, że tak jak i my, również ma dresy. Oraz ogólnie dobrze wygląda.
Calum zsunął się w róg kanapy, Ashley ścisnęła się obok niego, a kiedy ja usiadłam zrobiło się o wiele więcej miejsca. Tak, że Luke mógł usiąść obok mnie. O ironio.
- Odpalamy? – zapytał podekscytowany Calum.
I nie czekając na odpowiedź, wstał, wsunął pendrive’a do plazmowego telewizora i włączył film.
Przez większość filmu moja ręka spoczywała na mojej twarzy. Przez dziurę między palcami widziałam co się dzieje, a gdy była jakaś gorsza scena to łatwiej i szybciej było mi się zasłonić. Ashley reagowała tak samo. Caluma niezbyt widziałam, natomiast Luke wcale nie wyglądał jakby oglądał horror. Siedział niewzruszony, ale widocznie zaciekawiony. Czasem przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu, jakby było coś zabawnego w opętanej dziewczynce.
- Możemy zatrzymać? Muszę iść do ubikacji – jęknęła blondynka.
- Została nie cała połowa filmu, wytrzymasz – odpowiedział jej Calum.
- Wybacz, ale okres nie lubi czekać – odpysknęła.
Chłopak westchnął, wciskając przycisk pauzy na pilocie. W momencie, kiedy dziewczyna wstała pokój całkowicie się rozświetlił, a następnie mogliśmy usłyszeć mocny grzmot, co oznacza, że burza jest coraz bliżej.
- Proszę idź ze mną, nie chce sama – Ashley pociągnęła bruneta za rękę, na co ten westchnął i niechętnie wstał.
- Czyli mam stać pod drzwiami do ubikacji i czekać, aż łaskawie zmienisz sobie tampona? – usłyszałam jeszcze, gdy wychodzili z salonu, po drodze świecąc światło.
Odchrząknęłam, poprawiając się na swoim miejscu. Schyliłam się do stolika, chcąc sprawdzić godzinę na telefonie. 23:46. Wracając do swojej wcześniejszej pozycji rzuciłam okiem na dłonie Luke’a, które niepokojąco przyciągnęły moją uwagę. Chłopak akurat pisał coś na swoim telefonie. Opierając się o kanapę przyglądałam się jego prawej dłoni, na której miał dosyć duże rany na knykciach i kostkach palców. Wyglądały na świeże. Zmarszczyłam brwi, chcąc zapytać co się stało, ale się powstrzymałam. W końcu blondyn odłożył telefon i prawą rękę położył na swoim udzie, natomiast lewą ułożył na podłokietniku i podparł sobie o nią głowę. Poczułam na sobie jego spojrzenie, ale nie odwróciłam głowy. Zerknął w tym samym kierunku co ja i momentalnie westchnął. Założył ramiona na piersi tak, żeby nie było widać dłoni. Nie przejęłam się tym i łapiąc go za przedramię wyrwałam rękę z jego uścisku. Nie odezwał się ani słowem, kiedy przyglądałam się ranom. Widziałam jedynie, że patrzy na mnie poirytowany.
- Co się stało? – przejechałam delikatnie kciukiem po knykciach, na co z jego ust wydobył się syk. – Przepraszam – skrzywiłam się.
- Nic – powiedział i zabrał rękę.
- To nie wygląda na nic – nieustannie na niego patrzyłam. On natomiast skupił wzrok na swoich spodniach.
- Nie interesuj się – uciął.
Skrzywiłam się na jego ton. Prychnęłam trochę wkurzona i usiadłam inaczej, tak, by nie musieć na niego patrzeć. Usłyszałam jego westchnięcie.
- Przepraszam, ale po prostu to nie jest istotne – urwał na chwilę. – I jeśli byś mogła to proszę, nie wspominaj nic o tym Calumowi.
Zacisnęłam usta w cienką linię i skinęłam. Wkrótce po tym nastał kolejny grzmot, a po nim odgłos spłuczki w ubikacji.
- Dłużej się nie dało? – burknęłam.
- Wiesz jak jest – odpowiedziała mi Ashley, przez co Calum się zaśmiał. Zajęli swoje poprzednie miejsca i włączyliśmy ponownie film.

*parę godzin później*

- Może pójdziemy już lepiej spać? – zapytałam rozbawionym tonem, po czym się roześmiałam.
Graliśmy w Never Have I Ever, więc w naszych żyłach buzował teraz alkohol. Dochodziła trzecia w nocy, a ja mimo świetnego humoru coraz bardziej opadałam z sił.
- Ostatni raz! – zarządził Luke, unosząc szklankę z napojem do góry. Chłopak skinął głową w moją stronę, więc zaczęłam zastanawiać się nad pytaniem.
- Jeszcze nigdy nie zaliczyłam zgona! – wypaliłam.
Pozostała trójka się napiła, a ja zaśmiałam się cicho. Lubię pić z przyjaciółmi, bo to działa na mnie odprężająco. Zapominam o wszystkim, co mnie drażni lub martwi i po prostu żyję chwilą. Ale mam rozum i upijanie się do nieprzytomności mnie nie rajcuje.
- Jeszcze nigdy nie uciekałam przed policją! – wykrzyknęła Ashley, zwracając na siebie uwagę.
Chłopaki popatrzyli po sobie, za chwilę wybuchając śmiechem i biorąc łyka.
- Mój kubek jest pusty – oznajmił Luke. – Ale myślę, że jestem zbyt pijany, by cokolwiek wymyślić – jęknął odkładając szklankę gdzieś na bok i rozkładając się na podłodze wyłożonej poduszkami i pościelami.
Ja i Ashley zrzuciłyśmy z siebie dresy, zostając w samych koszulkach, natomiast Calum zrobił odwrotnie, pozbywając się koszulki, a zostając w dresach. Tak zazwyczaj śpimy, przyjaźnimy się zbyt długo, by czegokolwiek się przed sobą wstydzić.
Zajęłam swoje stałe miejsce pod łóżkiem i ułożyłam wygodnie głowę na poduszce. I jak na złość nie mogłam zasnąć. Czułam całe to zmęczenie, ale nie potrafiłam odpłynąć. Wszyscy już spali, tylko ja leżałam i gapiłam się w okno. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a ja doszłam do tego momentu, kiedy w końcu zaczęłam zasypiać. I możliwe, że pogrążyłabym się już w jakimś śnie, gdyby nie grzmot sprawiający wrażenie, jakby uderzył właśnie w budynek, w którym się znajdujemy. Poprzedziła go błyskawica przechodząc na wskroś pokoju i rozświetlając go. Zaraz po tym ciężkie krople deszczu zaczęły uderzać o szyby. Ponoć odgłos deszczu jest kojący, a ja śmiało mogę powiedzieć, że w tym przypadku był drażniący. Chciałam spać! Jeszcze w pokoju było tak cholernie gorąco, a nie mogłam otworzyć okna. Trwała burza. I kiedy ponownie ułożyłam wygodnie głowę na poduszce, przypomniała mi się jedna rzecz. W salonie było uchylone przeze mnie okno. Westchnęłam, zła na siebie, że nie zamknęłam go wcześniej. Wymknęłam się z pokoju najciszej jak się dało i w trakcie schodzenia po schodach, usłyszałam tak głośny grzmot, że z przerażenia pisnęłam. Zakryłam usta dłonią, mając nadzieje, że nikogo nie obudziłam. Idąc, podtrzymywałam się ścian lub mebli, ponieważ czułam lekkie zawroty głowy. Wykonałam czynność, po którą tu przyszłam i gdy odwróciłam się w stronę schodów, zauważając czyjś cień, krzyknęłam. Cofnęłam się opierając o parapet i nieświadomie przypominając wszystkie te przerażające sceny z „Obecności 2”.
- Ciii, to tylko ja – rozpoznałam głos Luke’a.
- Przestraszyłeś  mnie! – krzyknęłam tym razem szeptem.
Rzuciłam się na kanapę, wzdychając ciężko i przymykając oczy przez kolejne grzmoty na zewnątrz.
- Dlaczego nie śpisz? – odezwałam się. Po chwili chłopak zajął miejsce obok mnie.
- Obudziła mnie burza, a twój pisk wcale nie pomógł z olaniem pogody i ponownym zaśnięciem – parsknął, chwiejąc się.
Kiedy błyskawica po raz kolejny rozświetliła pokój, zauważyłam jak jego oczy błyszczą.
- Wybacz – uśmiechnęłam się krzywo.
- Wybaczę, jeśli ty mi wybaczysz moje wcześniejsze zachowanie. Przepraszam, nie powinienem być dla ciebie niemiły, w końcu nie wiedziałaś – wybełkotał.
- Jest okej, Luke – uniosłam lewy kącik ust do góry, zaraz się krzywiąc przez lekkie szumienie w głowie.
Jeśli będzie chciał powiedzieć o co chodzi, to powie.

*rano*


Powoli uniosłam ciężką głowę, rozglądając się po pomieszczeniu. To nie mój pokój. Skrzywiłam się, czując ból głowy. Chciałam podeprzeć się na łokciach, ale coś, co uważałam za łóżko okazało się być nieco twarde. Dodatkową trudność sprawiał ciężar spoczywający na mojej tali. Dopiero, kiedy przetarłam oczy, zaczęłam rozumieć sytuację. Jak to, że jestem u Caluma w salonie, leżę na Luke’u Hemmingsie, a jego ramiona oplatają moją talię.
Jak my tutaj wylądowaliśmy? 

~*~

Za kilka godzin muszę wstać na rozpoczęcie roku, ale chciałam go skończyć i dodać.
Powodzenia!
I do zobaczenia za tydzień :)

tt - beushx 

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 3

Pomogłam chłopakowi wepchnąć Ashley na drugie siedzenie, słysząc zaraz po tym jej śmiech. Oparła się o ramię Caluma i nadal chichotała. Chłopak zresztą nie był lepszy. Pozwoliłam Lukowi zamknąć drzwi od strony dziewczyny i sama usiadłam na miejscu pasażera. Na siedzeniu obok zaraz pojawił się blondyn, odpalając samochód. Gdy ruszył, spojrzał na mnie uśmiechając się lekko.
To o wiele wygodniejsze, niż wracanie w środku nocy parę kilometrów na nogach lub błaganie brata Caluma, by po nas przyjechał, na co zgadza się bardzo rzadko. Niby kiedy jesteśmy pijani,  to nie rusza nas to jakoś za bardzo. Całą drogę pokonujemy stosunkowo szybko, dużo się przy tym śmiejąc i po prostu mając ze wszystkiego ubaw. Gorzej jest rano, albo raczej po południu, kiedy budzimy się z kacem i zbyt obolałymi nogami.
- Więc gdzie mieszka Ashley? – zapytał Luke, zaraz po wejściu do samochodu. Chłopak odprowadził Caluma aż do samych drzwi upewniając się, czy chłopak zamknął za sobą.
Zaczęłam tłumaczyć mu drogę, nieustannie szeroko się uśmiechając, ponieważ miałam po prostu dobry humor. Spędziłam naprawdę świetnie czas z przyjaciółmi. A co najlepsze, nie czułam się pijana, chociaż byłam, ale mniejsza z tym.
Po odwiezieniu Ashley, nadeszła moja kolej. Kiedy blondyn zatrzymał się pod moim domem, podziękowałam mu za podwózkę i pożegnałam, zamierzając już wyjść i łapiąc za klamkę. Zatrzymała mnie jednak dłoń blondyna, oplatająca mój nadgarstek. Odwróciłam się, rzucając mu pytające spojrzenie.
- Dałabyś mi swój numer? – w odpowiedzi uśmiechnęłam się, wystawiając dłoń po jego telefon, który zaraz mi podał. Wystukałam swój numer i pod wpływem chwili pocałowałam go delikatnie w policzek na pożegnanie.
- Dobranoc, Luke – powiedziałam i wyszłam z samochodu.
Potykając się o własne nogi, doszłam do drzwi i najciszej jak potrafiłam udałam się do swojego pokoju, gdzie od razu na wejściu zaświeciłam światło. Podeszłam do okna, chcąc zasunąć zasłony. Zauważyłam, że auto Luke’a nadal stoi przy bramie mojego domu, więc niepewnie mu macham. Światła pojazdu się zapaliły, następnie usłyszałam ryk silnika i nim się obejrzałam auta już nie było. Okej, trochę dziwne. Zmarszczyłam brwi i zasunęłam rolety. Czując jak pulsuje mi głowa, udałam się do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Ze związanymi w koka włosami i ręcznikiem owiniętym wokół mojego ciała, umyłam zęby i szybkim krokiem przeszłam do mojego pokoju. Przebrałam się w piżamę, uchyliłam okno i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam niemal od razu.

***

- Um.. w porządku, o której? – zapytałam, przytrzymując telefon przy uchu ramieniem i jednocześnie szukając w szafce tabletek przeciwbólowych.
- Pasuje ci osiemnasta? – zerknęłam na zegar ścienny, wskazujący trzynastą dziewiętnaście.
- Jak najbardziej – uniosłam delikatnie lewy kącik ust, za chwilę wzdychając poirytowana, bo jak na złość nie mogłam znaleźć żadnego opakowania upragnionych środków przeciwbólowych. Moja głowa pęka, ale nie jest to żadna nowość. Mogłabym wypić o połowę mniej alkoholu niż wczoraj, a i tak musiałabym się z tym zmagać.
- To… do zobaczenia – usłyszałam.
- Do zobaczenia, Luke – uśmiechnęłam się i rozłączyłam połączenie.
Nie wiem, dlaczego chłopak chce się spotkać, ale cóż i tak nie mam nic do roboty, więc w sumie wyjście na miasto ze znajomym nie wydaje się takim złym pomysłem.
Zrezygnowana postanowiłam zrobić sobie herbatę i uciąć jeszcze chwilę drzemki. Może to choć trochę pomoże uśmierzyć pulsujący ból głowy. Z kubkiem parującej cieczy, skierowałam się na schody spotykając po drodze Josha.
- Widzę, że wczoraj nieźle się bawiłaś – zaśmiał się mój brat, szczypiąc mnie w żebra.
Spojrzałam na niego karcąco, unosząc wyżej kubek herbaty.
- Wybacz – ponownie się zaśmiał – i jak tam Luke? – poruszał zabawnie brwiami.
- A jak ma być? – parsknęłam.
- Nie jesteście jeszcze razem? – udał zdziwionego.
- Odczep się i sam znajdź sobie dziewczynę – potargałam jego włosy i nie czekając na odpowiedź, z uśmiechem na ustach ruszyłam do swojego pokoju.
Odstawiłam kubek na szafkę nocną i ułożyłam się na łóżku. Poczekam chwilę, aż herbata ostygnie, wypiję i prześpię się z godzinę.


*** 

Przetarłam oczy i zmarszczyłam mocno brwi. Podparłam się na łokciu, próbując zlokalizować mój telefon. Prześwietlając wzrokiem teren dookoła mnie, zauważyłam nietkniętą, najprawdopodobniej już zimną, herbatę. Najwyraźniej musiałam bardzo szybko zasnąć. Usiadłam prosto, rozciągając się i nie wyraźnie jęcząc. Czułam się, jakbym przespała co najmniej kilka dni. Wstałam, na szczęście ból głowy był o wiele mniej dokuczliwy niż wcześniej. Już miałam wychodzić z pokoju z zamiarem odwiedzenia łazienki, kiedy usłyszałam rozbawiony głos.
- Nie ładnie tak nie pojawiać się na randce – roześmiał się chłopak.
Momentalnie odwróciłam się w stronę, otworzyłam szeroko oczy i przystawiłam dłonie do rozchylonych ust.
- Jeju, Luke, przepraszam! Chciałam się jeszcze zdrzemnąć, bo strasznie bolała mnie głowa i myślałam, że za jakąś godzinę się obudzę, ale, ale… - zaczęłam tłumaczyć, opuszczając ręce i stając jak wryta – Która jest godzina? – zapytałam, przerywając swój wcześniejszy monolog.
- Koło w pół do dwudziestej – powiedział, wstając z krzesła ustawionego przy biurku.
- Przepraszam – jęknęłam, zażenowana.
Nie lubię, kiedy ludzie się spóźniają, irytuje mnie to. A teraz sama spóźniłam się półtora godziny, nie dając nawet znaku życia.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. Trochę się przestraszyłem, że może coś ci się stało, lub coś, bo sądziłem, że gdyby coś ci wypadło to na pewno dałabyś znać. Kawiarnia, w której mieliśmy się spotkać nie jest tak daleko stąd, więc pomyślałem, że może wpadnę i sprawdzę, co z tobą – uśmiechnął się, a w jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.
- Głupio mi teraz – usiadłam na kraju łóżka, po raz kolejny przecierając zaspane jeszcze oczy.
- Nic się nie stało. Jak głowa? – chłopak usiadł po drugiej stronie.
- Znacznie lepiej – mruknęłam, zaraz po tym ziewając – Moment, jak tutaj wszedłeś?
- Twój brat mnie wpuścił.
Jęknęłam, kładąc się na plecach.
- Coś nie tak? – zaśmiał się.
- Teraz to już w ogóle nie da mi żyć – zawtórowałam mu – Uważa, że do siebie idealnie pasujemy i, że jeszcze będziemy razem – powiedziałam teatralnym głosem.
Na to Luke zaczął się śmiać.
- No, przynajmniej mam już jakieś poparcie – zażartował.
- Dlaczego tak w ogóle chciałeś się spotkać?
- Eh – chłopak westchnął, wyraźnie skrępowany.
Z lekkim uśmiechem czekałam na jego odpowiedź. Z tego co zdążyłam zauważyć, Luke wydaję się być spokojnym i miłym chłopakiem. Mogę się mylić, w końcu znam go tylko trzy dni. Ale mimo wszystko, polubiłam go. Choć blondyn nie pasuje mi na przyjaciela Caluma. Brunet od zawsze miał aż nadto energii, jest zabawny, lubi podrywać dziewczyny, często ma głupie pomysły, które przeważnie stara się zrealizować. Ogółem jest bardziej szalony, niż spokojny. A Luke… wydaje się być jego przeciwieństwem. Oczywiście nie we wszystkim, ale jeszcze nie zauważyłam, by był typem podrywacza, szalonego nastolatka lub śmieszka. Ale może za wcześnie go oceniam. Ludzie zazwyczaj na początku znajomości są nieśmiali, w obawie, że nie wpasują się w towarzystwo. Może Luke po prostu musi się rozkręcić. Nie, żeby przeszkadzało mi to, jaki jest teraz. Lubię go.
- Nie bardzo wiem, jak zacząć – powiedział.
- Zacznij od początku – poradziłam, żartując.
- Uh, no… Pamiętasz co się działo na imprezie? – zmarszczyłam brwi.
Wypiłam trochę, fakt, ale nie tyle, żeby urwał mi się film. Dlaczego o to pyta?
- No tak – odpowiedziałam odrobinę niepewnie.
- A… pamiętasz jak tańczyliśmy? – blondyn wydawał się zestresowany.
- Pamiętam – nadal nie wiedziałam do czego chłopak dąży.
- A to jak się pocałowaliśmy? Bardziej, jakby ty mnie – zaśmiał się, zaraz poważniejąc – ale no…
A więc o to chodziło?
- Tak, to też pamiętam. I co z tego? – uśmiechnęłam się lekko.
Czy on sobie pomyślał, że ja na niego lecę?
- Uh, no wiesz, chciałem się tylko upewnić, że… um, no wiesz, że – jąkał się, co uważałam za urocze.
- Luke – przerwałam mu – tak, pocałowałam cię, ale to nie było nic poważnego. Bawiliśmy się. Nie podobasz mi się w ten sposób, uważam cię tylko za kolegę – wytłumaczyłam.
Blondyn teatralnie odetchnął z ulgą.
- Chodzi o to, że… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wolę nie wiedzieć, co sobie o mnie myślałeś przez ten czas – zaśmiałam się – Zostawmy to po prostu. Byłam pijana, ale to było pod wpływem chwili – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie istotną rzecz. Rozszerzyłam szeroko oczy na myśl o tym.
- O Boże, masz dziewczynę! – krzyknęłam, ale bardziej pytającym tonem.
To dlatego się tak stresował! Jestem głupia, pewnie pomyślał, że jestem idiotką.
- Nie, nie! – zaprzeczył od razu.
Teraz pomiędzy nami zrobiło się jakoś dziwnie, naprawdę dziwnie. Luke nerwowo podrapał się po karku, a ja zagryzłam dolną wargę i obserwowałam swoje dłonie.
- Myślę, że będę już leciał – odezwał się, po dłuższej chwili milczenia.
Pokiwałam jedynie głową, wstając równo z nim. Odprowadziłam go do samych drzwi.
- To… cześć – uśmiechnął się niezręcznie.
- Pa – odwzajemniłam uśmiech.
Kiedy zamknęłam za nim drzwi, wypuściłam powietrze ze świstem i kręcąc głową, wróciłam do pokoju.

*** 

- Znowu chcecie się upić, czyż nie? – zaśmiałam się do telefonu.
Ogółem pomysł nie był zły. Zresztą już nie raz robiliśmy sobie takie nocki. Spotykaliśmy się u mnie, Caluma lub Ashley i zostawaliśmy na noc. Teraz, kiedy jesteśmy starsi robimy to tylko wtedy, gdy rodziców nie ma w domu. Wtedy możemy wypić tyle ile chcemy i być głośno, nie martwiąc się, że następnego dnia będą na nas wkurzeni.
- Masz nas za jakichś alkoholików? – Calum również się zaśmiał.
- Skądże – parsknęłam.
- Każda okazja jest dobra. Więc, co ty na to?
- Myślisz, że przepuściłabym nockę z wami? Pf!
- W takim razie jutro o dwudziestej, u mnie.  Liczę na to, że ta noc będzie niezapomniana! W końcu trzeba się rozerwać, szkoła zaczyna się za 6 dni – burknął, niezadowolony z tego faktu.
- Nawet nie przypominaj – westchnęłam. 
W tle usłyszałam stukot butelek i coś w stylu „Calum, ty idioto”, a następnie odpowiedź „To twoja wina, palancie”.
- Wybacz, Luke po prostu nie umie wybierać, ani nawet podnosić butelki z alkoholem.
- Gdzie wy jesteście? – zaciekawiłam się.
- W sklepie. Wybieramy prowiant na jutro. Luke w końcu będzie mógł się z nami oficjalnie upić! – brunet wydawał się być podekscytowany tym pomysłem.
Po raz kolejny usłyszałam po drugiej stronie jakiś hałas.
- Mała, muszę kończyć, do zobaczenia jutro! – pożegnał się i zanim zdążyłam odpowiedzieć, połączenie zostało zakończone.
Oh, więc Luke też jutro będzie. 



~*~

Następny rozdział za tydzień :)

tt - beushx
#Midnightff

środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 2

- Hej, nie zasypiamy! – usłyszałam głos Caluma zaraz po tym, jak szturchnął w moją rękę, o którą opierałam głowę. Momentalnie się zerwałam i popatrzyłam na niego wściekłym spojrzeniem.
- No co? – wyszczerzył się – byliśmy umówieni na dziewiątą, mogłaś iść wcześniej spać – powiedział z zadowoleniem.
Przez nocne spotkanie z Lukiem całkowicie zapomniałam o tym, że zanim wróciliśmy do naszych domów z lotniska, umówiliśmy się razem z Ashley i Calumem do naszej ulubionej kawiarni, by móc dłużej porozmawiać. Kiedy blondyn wyszedł, zanim się wykąpałam i w ogóle zasnęłam wybiło grubo po czwartej. Moi przyjaciele kilkukrotnie dzwonili do mnie, by mnie obudzić, ale ja za każdym razem myślałam, że to budzik, a później drzemka. Aż w końcu stwierdzili, że to nic nie da i przyszli do mnie do domu. Siłą ściągnęli ze mnie kołdrę i dali dziesięć minut na ogarnięcie się.
- Możecie mi, proszę, przypomnieć dlaczego spotykamy się o tak wczesnej godzinie? – zapytałam, aż nadto miłym głosem.
- Ponieważ Ashley później musi zajmować się młodszym bratem – chłopak wzruszył ramionami.
- I nie mogliśmy tego przełożyć na inny dzień? – burknęłam znużona.
- Nie – wyszczerzyła się moja przyjaciółka – bo nie – dodała, zanim zdążyłam zadać pytanie.
Fuknęłam zaspana  i przyległam do oparcia krzesła. Mimowolnie zamknęłam oczy.
- Mówcie dalej, słucham was – oznajmiłam.
Blondynka zaczęła mówić o nowym filmie, który miał pojawić się wkrótce w kinach, na co chłopak wyraźnie zainteresował się tematem. Czasem coś mruknęłam, kiwnęłam głową lub dałam jakikolwiek inny znak życia, gdy mnie o coś pytali lub mówili coś, z czym się zgadzałam. Jednak ciągle pozostawałam w jednej i tej samej pozycji. Oczy otworzyłam dopiero wtedy, kiedy usłyszałam jak krzesełko obok mnie się odsuwa. Czułam, jak ciężkie są moje powieki. Niby spałam pięć godzin, co dla niektórych może być wystarczające, by być później w miarę wypoczętym. Ale niestety nie dla mnie. Potrzebuję minimum dziewięciu godzin, by się wyspać. Od zawsze dużo spałam i tak mi po prostu zostało.
- Cześć – przywitał się blondyn. Tak samo jak ja, nie wyglądał na wyspanego. Świadczyły o tym mocno podkrążone i sine oczy, blada cera oraz potargane włosy.
Spojrzałam na niego wtedy, kiedy on na mnie i odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym ponownie zamknęłam oczy.
- Ona tak od początku spotkania, więc nie martw się, nie tylko ty masz ochotę wrócić do domu i pójść dalej spać – zaśmiał się brunet.
- Też nie mogłaś zasnąć? – zapytał Luke.
Najwyraźniej to pytanie było do mnie, ponieważ nikt inny się nie odezwał. Otworzyłam oczy i nieco wyprostowałam się na krześle.
Widocznie chłopak nic nie wspomniał Calumowi o tym, że zasiedział się u mnie i właśnie to jest powodem jego niewyspania. W takim razie, ja także nie zamierzam tego robić. Bo w sumie po co?
- Taa.. tak jakby – mruknęłam nie wyraźnie – zresztą, jest dla mnie za wcześnie.
- Sam, jest już dziesiąta – zauważyła z rozbawieniem Ashley.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja zazwyczaj jestem na nogach dopiero koło południa – oparłam łokcie na stole, a podbródek ułożyłam na dłoniach.
- Cokolwiek – zaśmiała się przewracając oczami.
***

- Co powiesz na imprezę? – było pierwszym, co usłyszałam zaraz po otwarciu drzwi.
Uniosłam jedną brew, ruchem ręki zaprosiłam ją do środka i zamknęłam za nią.
- Myślałam, że po ostatnim razie masz dość – idąc za jej śladem, również usiadłam w rogu kanapy, a nogi przyciągnęłam pod siebie.
- To było dwa tygodnie temu – uniosła prawą rękę, gestykulując – poza tym, nie byłybyśmy same. Idziemy całą paczką.
- Och, no tak. Bo Calum się przecież nie schleje i nie będzie tak samo jak ostatnio. Jedyna różnica jest taka, że tym razem musiałabym holować jeszcze jego.
- Ty też przecież pijesz – zmarszczyła brwi.
- Pić, a upijać się do nieprzytomności to różnica – pokręciłam z rozbawieniem głową.
- Zresztą, teraz będziesz miała jeszcze Luke’a!
- Myślałam, że idziemy paczką? – zmieszałam się.
- No tak, Luke należy teraz do paczki. Jest przyjacielem Caluma i będzie z nami chodził do klasy, więc – urwała, biorąc głęboki wdech– idziesz czy nie?
- Idę – powiedziałam po chwili namysłu, wzdychając  – o której?
- Będziemy po ciebie o dwudziestej – wyszczerzyła się, zrywając na równe nogi.
- Dobrze – westchnęłam, również wstając.
Odprowadziłam przyjaciółkę do drzwi, pożegnałam się z nią i wróciłam do swojego pokoju. Dochodziła godzina siedemnasta, więc miałam jeszcze sporo czasu. Zdążyłam posprzątać w pokoju, który już od kilku dni tego wymagał i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Starałam się to zrobić jak najszybciej, ponieważ z racji, że moje włosy są dość grube i w miarę długie, suszenie ich niestety nie zajmuje kilku minut.
Niecałe trzy godziny później po pokoju rozległ się dźwięk dzwonka, oznajmiający mi, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. Zerwałam się z krzesła i rzuciłam okiem na łóżko, w końcu odnajdując urządzenie.
- Słucham? – zaczęłam rozmowę.
- Gotowa?
- Prawie. Jeszcze się tylko ubiorę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Zaraz u ciebie będziemy.
- Wejdźcie od razu, jestem sama – oznajmiłam i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.
Z niezasuniętym zamkiem mojej czarnej, przylegającej sukienki na grubych ramiączkach i wycięciami na brzuchu i plecach, ruszyłam do szafy spodziewając się tam moich czarnych szpilek. W międzyczasie usłyszałam zajeżdżające na podjazd auto, a także nie długo później otwierane drzwi. Gdy okazało się, że moich butów tutaj nie ma, szybkim krokiem ruszyłam po schodach na dół. Możliwe, że są one w szafce na buty w korytarzu. Zagryzłam wargę, zeskakując z ostatniego schodka i zauważając całą trójkę na kanapie w salonie.
- Cześć – przywitałam się – założę buty i możemy iść.
- O! Sam, bierzesz torebkę, prawda? Ja mam tylko portfel i telefon, nie miałam mniejszej torebki, a tej czarnej torby nie opłacało mi się brać – jęknęła Ashley.
- Tak, jest na górze, zapomniałam ją wziąć. Zaraz po nią skoczę – znajdując się przy komodzie, wzrokiem szukałam moich jedynych, czarnych szpilek.
- Ja to zrobię, będzie szybciej – odpowiedziała i mijając mnie, poszła do mojego pokoju.
Kiedy w końcu znalazłam moje buty, skierowałam się do salonu. Usiadłam obok Luke’a, ponieważ on siedział na środku, a Calum usadowił się w rogu kanapy. Schyliłam się i próbowałam założyć szpilki na stopy, co przyznam szczerze, z niewiadomych powodów zawsze było dla mnie wyzwaniem.
- Hej aniołku, mogłabyś zasunąć zamek tej sukienki, no chyba, że chcesz, żeby Luke pożarł cię wzrokiem – zaśmiał się Calum, wstając na co blondyn posłał mu piorunujące spojrzenie.
Założyłam na stopę drugiego buta i wstałam, kierując się w stronę Caluma. Bez słowa odwróciłam się do niego plecami, by chłopak mógł zasunąć zamek.
Jesteśmy sobie naprawdę bliscy. Jego i Ashley znam od małego i śmiało mogę powiedzieć, że są dla mnie jednymi z najważniejszych osób w moim życiu. Byli ze mną w najlepszych i w najgorszych chwilach, jak na przykład prawie rozpad małżeństwa moich rodziców. Byłam wtedy załamana, a oni nie odstępowali na krok, co chwile się upewniając, czy wszystko ze mną w porządku. Za takich przyjaciół byłabym w stanie zrobić wszystko i strasznie się cieszę, że ich mam. Znam ich jak nikt inny, tak samo oni mnie.
- Jedziemy? – moja przyjaciółka stanęła obok mnie, trzymając w ręce moją torebkę, którą od niej zabrałam.
Skinęliśmy równo głowami i razem ruszyliśmy do drzwi. Kiedy miałam łapać za klamkę, ta poruszyła się, a ja odskoczyłam w tył gdy drzwi gwałtownie się otworzyły. Wpadłam na Luke’a, który szedł tuż za mną.
- Hej Josh – zaczęłam widząc swojego młodszego brata – gdyby mama pytała powiedz, że wyszłam na imprezę.
Chłopak widząc Ashley i Caluma przywitał się z nimi tak, jak to zazwyczaj robili. Moi przyjaciele go lubili, a on lubił ich. Był naprawdę najlepszym bratem na świecie.
- Ciebie nie znam – stanął przed Lukiem – Sam, nie wspominałaś, że masz nowego chłopaka.
- Jestem Luke – chłopak wyciągnął rękę, którą Josh od razu uścisnął – nie jestem chłopakiem Sam, kolegujemy się.
Mój brat zmierzył go wzrokiem, po czym uśmiechnął się z politowaniem. Odchodząc, słyszałam jak mamrocze coś w stylu „jeszcze nie”. Przewróciłam na to oczami i wyszłam z domu.
- Zostawimy auto pod klubem i wrócimy po nie następnego dnia, tak jak zawsze?
- Nie piję dzisiaj, więc o powrót do domu możecie być spokojni – odpowiedział mi Luke, otwierając drzwi od strony kierowcy.
Niespełna dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Klub, do którego zawsze chodzimy dzisiejszego wieczoru nie był jakoś specjalnie zapełniony, najprawdopodobniej przez fakt, że był czwartek, a największe imprezy tutaj odbywają się w piątki i soboty.

- Zajmijcie miejsce! – krzyknęła Ashley, próbując przebić się przez głośną muzykę i kiwając głową  w stronę wolnej kanapy.
Do środka właśnie wchodziła spora grupa ludzi, a wiedząc, że Luke jest tutaj po raz pierwszy, złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę, idąc w kierunku kanapy. Usiadłam w rogu, tak jak miałam w zwyczaju. A on, mimo, że narożnik był dość obszerny, usiadł dokładnie obok mnie.
- Dlaczego nie powiedziałeś Calumowi, że się u mnie zasiedziałeś? – zadałam nieco dręczące mnie pytanie – myślałam, że faceci mówią sobie takie rzeczy.
- Uh – niezręcznie podrapał się po karku.
- Jesteśmy! – blondynka pojawiła się znikąd trzymając w dłoniach sześć kieliszków. Tuż za nią kroczył Calum niosąc szklankę wody z lodem i cytryną, dla Luke’a jak sądzę, i drugą prawdopodobnie z jakąś whisky.
- Coś co uwielbiasz – zaśmiała się Ash.
- Tequila – jęknęłam, krzywiąc się i patrząc na stojące przede mną kieliszki – musiałaś?
- Inaczej cię nie upije! – krzyknęła, rozbawiając tym siedzącego obok mnie blondyna.
Kilka kolejek później byłam już zdecydowanie wstawiona, jeśli nie prawie pijana, co jednak nie przeszkadzało mi aż tak bardzo. Lubiłam czuć się odrobinę pewniej i nie myśleć o niczym innym, jak o zabawie.

Calum i Ashley zniknęli gdzieś przy barze, ja co jakiś czas się śmiałam, a Luke obserwował mnie także się śmiejąc, ponieważ wiedział w jakim stanie się aktualnie znajduję.
- Chodź tańczyć! – krzyknął, bym bez problemu go usłyszała.
Ochoczo pokiwałam głową, bo w sumie siedzimy tu już od prawie dwóch godzin, a ja nie znalazłam się na parkiecie ani razu. Do teraz. Będąc w środku tłumu ludzi, chłopak złapał mnie w talii, więc automatycznie zarzuciłam swoje ręce na jego kark. Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Przyznaję, że nigdy nie potrafiłam tańczyć, co skutkowało również niechęcią do tańczenia z partnerami. Wolałam to robić sama, z przyjaciółmi obok. Tak zawsze to robiliśmy. Ale teraz z Lukiem było inaczej. Bo mimo, że ruszałam się jak gałąź, blondyn nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, ciągle się uśmiechał i nieustannie na mnie patrzył. Co jakiś czas mnie obracał, łapał w talii podnosząc i robiąc dookoła siebie kółko, na co za każdym razem reagowałam śmiechem. Luke słysząc mój śmiech, uśmiechał się jeszcze szczerzej.
Nie chciałam iść dzisiaj na imprezę. Po prostu nie miałam ochoty, wolałam zostać w domu i oglądać serial lub po prostu leżeć i słuchać muzyki. Poszłam jedynie dla tego, że wiedziałam jak to się mogło skończyć. Ashley i Calum upili by się i zrobili coś naprawdę głupiego. Znaczy, pewnie i tak zrobią. Ale jako dobra przyjaciółka jestem tu razem z nimi, odwiodę ich od jakiegokolwiek mniej niż normalnego pomysłu i odholuję do domu. Racja, piłam, ale zawsze mniej od nich i tak, by zachować świadomość.
I teraz, kiedy o tym myślę, tańcząc z przystojnym i w cholerę wysokim przy moich stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach blondynem, nie żałuję ani trochę, że poszłam. Bawię się świetnie.
- Może by tak odbijany? – znikąd obok nas pojawiła się napchana botoksem i z przerysowanymi brwiami brunetka. Zwolniliśmy swoje ruchy, a ramię Luke otoczyło moje ramiona.
- Wybacz, ale wolę tańczyć z tą tutaj – kiwnął na mnie głową, spoglądając mi w oczy i posyłając uśmiech.
Chłopak ponownie złapał za moją talię i zaczął się ruszać w trym muzyki, nie zaważając na fakt, że dziewczyna nadal stoi obok nas, krzywiąc się. W końcu jednak prychnęła i przeszła obok mnie, dbając o to, by „przypadkowo” trącić mnie barkiem w plecy. Jednak nie tak lekko, na zaczepkę. Ona zrobiła to w taki sposób, że aż poleciałam do przodu, wpadając na Hemmingsa. Chłopak zaśmiał się zerkając na urażoną dziewczynę, a potem na mnie. W międzyczasie przeskanowałam jego twarz, zatrzymując się odrobinę za długo przy ustach. Przez krążący w moich żyłach alkohol oraz przypływ odwagi, złapałam chłopaka za kark i przyciągnęłam do siebie. Moje usta rozbiły się o wargi blondyna. Luke wyraźnie się spiął, ale wystarczył moment, by zaczął odwzajemniać pocałunek. Swoje dłonie ułożył na moich policzkach i trzymał mnie jak najbliżej siebie. Po chwili, która wydawała się trwać godziny, oderwaliśmy się od siebie, szybko oddychając i patrząc sobie w oczy. 


***

Na razie trochę nudno, ale obiecuję, że jeszcze się rozkręci!
Przepraszam, że rozdział z opóźnieniem , ale niestety brak czasu. Następny będzie szybciej :)

tt - beushx

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 1

Nie wiele myśląc, gdy tylko zauważyłam przyjaciela rzuciłam się biegiem w jego stronę. Ashley zostawiłam gdzieś w tyle nawet się tym nie przejmując. Już z daleka widziałam jak rozkłada ramiona, więc gdy byłam tuż przy celu wskoczyłam na niego mocno obejmując, a nogi zaplatając w pasie. Najwidoczniej zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo chłopak nie podołał zadaniu i po prostu poleciał razem ze mną w tył. Słysząc jego głośny śmiech także i ja zaczęłam się śmiać. Nie dużo później poczułam na sobie ciężar i oplatające nas ramiona. To musi wyglądać naprawdę dziwnie, ale i zabawnie. Dwie dziewczyny leżące na niewyrabiającym ze śmiechu chłopaku. 
- Tęskniłyśmy! – krzyknęła Ashley.
- Miesiąc to zdecydowanie za dużo, głupku! – dodałam.
- Każdy by za mną tęsknił – odpowiedział, próbując objąć nas obie.
Usłyszałam czyjś śmiech, a cień tej osoby padł prosto na nasze twarze.
- Stary, pomóż, już mam ich dość – zachichotał Calum.
Odkleiłyśmy się od przyjaciela i równo stanęłyśmy na proste nogi.
- Kto to? – Ashley nie kryła swojego zaciekawienia.
Ja, o dziwo, nie odezwałam się ani słowem. Prześledziłam jedynie nieznajomego blondyna wzrokiem i stwierdziłam, że jest całkiem przystojny.
- Luke – przedstawił go Calum – mój najlepszy przyjaciel z Nowego Jorku. Póki co przeprowadza się do San Francisco i razem z nami skończy tutaj szkołę – wytłumaczył, kończąc uśmiechem.
Patrząc na blondyna zauważyłam, że on również się we mnie wpatruje. Puścił mi oczko i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.


***

 
Zauważając, że dochodzi prawie północ, zamknęłam wszystkie karty w przeglądarce i wyłączyłam laptopa. Nie śpiesząc się, podniosłam się z fotela i skierowałam w stronę łóżka, by wziąć piżamę. Odrzuciłam poduszkę na bok i zabierając ubranie, usłyszałam hałas dobiegający z podwórza. Zamarłam, zatrzymując swoje ruchy. Trzymając piżamę w prawej ręce ruszyłam do okna chcąc zobaczyć, co mogło spowodować ten odgłos. Oparłam dłonie na parapecie i wyjrzałam, próbując coś zauważyć. Stwierdzając, że to nic nie da, postanowiłam otworzyć okno. W trakcie tej czynności ponownie usłyszałam hałas. Wychylając się i dokładnie rozglądając, ujrzałam cień męskiej sylwetki, którą można łatwo poznać po bardzo szerokich ramionach. Chłopak, albo i mężczyzna, wychylał się zza drzewa znajdującego się na moim podwórku, obok garażu.
- Kto tu jest? – odezwałam się.
Postać stanęła jak wryta, a ja dopiero teraz zorientowałam się, jak głupie to było.
- Samantha? – usłyszałam, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły – przyjaciółka Caluma? Co ty tutaj robisz? – dodał.
Słysząc jego głos nieco dłużej, mogłam zorientować się, że jest mi on znajomy.
- Mieszkam? – odpyskowałam niemiłym tonem - kim jesteś? – dlaczego moje pytania brzmią tak idiotycznie?
- Hej, to ja, Luke – mruknął, co jakiś czas nerwowo oglądając się na ulicę.
- Co ty tu robisz? – krzyknęłam szeptem, próbując dostosować się do tonu jego głosu – jest dwunasta w nocy, a ty biegasz po moim podwórku!
- To skomplikowane – podsumował – pomóż mi się ukryć.
- Co? Przed czym?
- Po prostu pomóż! Pomożesz?
Nie znam go, ale skoro jest przyjacielem Caluma, to może powinnam mu pomóc? Wydaje się być w porządku, ale z drugiej strony nie jestem do niego jeszcze do końca przekonana. A jeśli rodzice albo brat się obudzą? To uczucie gdy chcesz coś zrobić, ale się boisz, jest najgorsze. W mojej głowie utworzyła się lista wszystkich „za” oraz „przeciw” i mimo to wszystko przypomniałam sobie, że przecież uwielbiam ryzyko.
- Jak mam ci pomóc? – odezwałam się, próbując dokładniej zobaczyć jego twarz pomimo ciemności.
- Um… Daj mi się schować w twoim domu? – zapytał nieśmiało, po chwili cicho i nerwowo się zaśmiał.
Wydałam z siebie cichy śmiech, bardziej zacisnęłam dłoń na materiale piżamy i oparłam lewą dłoń o futrynę okna.
- Żartujesz, prawda? – uśmiechnęłam się.
Na pewno żartuje. Przecież się praktycznie nie znamy. Nie prosiłby o to, żebym schowała go w swoim domu, bo przed czymś ucieka. Co innego gdyby to był dzień, a my znalibyśmy się chociaż tydzień dłużej, ale zamiast tego jest cholerna północ, a ja wiem o nim tyle, że ma na imię Luke. Wydaje mi się, że to trochę za mało.
- Nie żartuję. Jestem przyjacielem Caluma, więc błagam, pomóż mi do cholery!
Ta sytuacja robi się dla mnie coraz bardziej idiotyczna. Czy oni mnie wkręcają? Zresztą – pieprzyć to.
- W porządku – założyłam ramiona na piersi.
- Naprawdę?
- Tak. Możesz się schować w moim pokoju.
- Okej, otworzysz mi główne drzwi czy masz może jakieś z tyłu domu lub ta…
- Jak widzisz garaż jest połączony z domem, a jego dach jest nieco pod moim oknem. Jeśli wyjdziesz jakimś cudem na niego i dostaniesz się do mojego okna, to możesz wejść – przerwałam mu.
Spojrzał na mnie całkiem zdezorientowany i lekko zszokowany.
- Uh, nie ma jakiegoś łatwiejszego sposobu? No wiesz, nie codziennie wspinam się po cudzych garażach.
- Wybacz, ale nie – uśmiechnęłam się lekko, próbując powstrzymać większy uśmiech cisnący mi się na usta.
Odwróciłam się w celu rzucenia trzymanych przeze mnie piżam na łóżko i gdy mój wzrok ponownie podążył na podwórko, widziałam jak Luke wspina się po potężnym pniu drzewa, a następnie zeskakuje na dach. Chwilę później stoi pod moim oknem. Raczej nie muszę wspominać, że byłam w lekkim szoku. Byłam prawie pewna, że sobie odpuści. W ciągu następnych kilku sekund chłopak wspiął się po ścianie, kurczowo ściskając parapet, aż w końcu na nim usiadł i przerzucił nogi do środka, na koniec zeskakując i stając tu przede mną.
- Ok-ej – zająknęłam się.
Usłyszałam krzyki i hałas dochodzący z zewnątrz. Blondyn w szybkim tempie zamknął okno i popatrzył na mnie z ulgą na twarzy.
- Dziękuje, dziękuje, dziękuje – powtarzał – uratowałaś mi tyłek.
- Co tak w ogó… - zaczęłam, ale przerwał mi telefon, który zaczął dzwonić.
- Gdzie jesteś? – rzucił od razu Luke, ówcześnie klikając zieloną słuchawkę.
Stałam obok, przyglądając się mu. Po chwili chłopak głośno się roześmiał, na co odruchowo przysunęłam się maksymalnie blisko i zatkałam mu dłonią usta. Jeszcze brakuje, żeby rodzice się obudzili. Przez mój gest momentalnie ucichł i spojrzał mi w oczy. Nasze klatki piersiowe się prawie stykały, a ja nie czułam się nawet nadzwyczaj niezręcznie. A przecież jest mi on obcy. Powoli odsuwałam swoją dłoń, dzięki czemu mogłam zauważyć, że na jego ustach uformował się mały uśmiech. Ja również się uśmiechnęłam.
- Ej, stary! Jesteś tam jeszcze?! – przez bliskość i ton głosu, mogłam usłyszeć to krótkie zdanie i zorientować się, że Luke rozmawia z Calumem.
Odskoczyłam od niego, czując jak moje policzki delikatnie zapiekły, jakby w naszej bliskości było coś nie tak. Zagryzłam dolną wargę i czekałam, aż chłopak skończy rozmowę.
- U Samanthy – odpowiedział w końcu – tak, tej. Wytłum… nie. Przestań, wytłumaczę ci to później. Tak, tak i nie. Dobrze – westchnął, a następnie nacisnął czerwoną słuchawkę, kończąc tym rozmowę.
- Um, powinnam pytać? – mruknęłam nieśmiało.
Luke, tym razem, cicho się zaśmiał i pokręcił przecząco głową.
- Uwierz, o tym lepiej nie wiedzieć – uśmiech nie znikał mu z twarzy, co swoją drogą wcale mi nie przeszkadzało.
Polubiłam jego uśmiech. Zwłaszcza, że był szczery i towarzyszyły mu urocze dołeczki.
Odetchnęłam tak cicho, że nawet nie było tego słychać i usiadłam na skraju łóżka.
- Długo musisz się tak ukrywać? Nie żebym cię wyganiała czy coś, ale… - chciałam dokończyć, ale mi przerwał.
- Dziesięć minut i się zwijam – usiadł obok mnie – jeszcze raz dzięki.
Po tym nastała cisza, a ja nie wiedząc co ze sobą zrobić, zaczęłam bawić się moimi palcami. Luke oparł  łokcie na udach, a głowę na dłoniach.
- Więc – zaczęłam, chcąc przerwać krępującą ciszę i nawiązać jakąkolwiek rozmowę – dlaczego się przeniosłeś?
Blondyn wyraźnie spiął się na moje pytanie. Nerwowo odkaszlnął i wyprostował się, a następnie potarł uda dłońmi. Spojrzał na mnie i podrapał się po karku. Chyba nie trafiłam z pytaniem. Mentalnie przybiłam sobie piątkę w czoło.
- Eee… To jak ci się podoba w San Francisco? – zmieniłam szybko swoje pytanie, oddychając z ulgą, gdy zauważyłam, że Luke również poczuł się teraz swobodniej.
- Jest fajnie, ale to nic, czego bym wcześniej nie widział. Przyjeżdżam tu co rok na wakacje, odwiedzić Caluma i kilku innych znajomych – jego błękitne oczy zabłyszczały.
- Naprawdę? Nigdy cię tu nie widziałam – zmarszczyłam brwi.
- Zawsze się tak trafia, że ty i Ashley jesteście wtedy na jakimś obozie. Calum mi sporo o was mówił.
- Och, aż się boję, co takiego ci naopowiadał – zaśmiałam się.
- Myślałem, że tylko ja lubię pizzę hawajską, a tu takie zaskoczenie. Zazwyczaj ludziom nie pasuje, że na pizzy jest ciepły i słodki owoc – również się zaśmiał.
- Calum i Ashley jej nienawidzą – burknęłam niezadowolona.
- Wspomniał też, że lubisz słuchać pop- i punk-rocka, co tak samo było dla mnie nietypowe. Dziewczyny, które znam raczej szaleją za Justinem Bieberem czy One Direction, a nie All Time Low, Green Day, My Chemical Romance, Good Charlotte… - zaczął wymieniać.
- A czego ty słuchasz? – przerwałam mu ciekawa jego odpowiedzi.
- Byłem w trakcie wymieniania moich ulubionych zespołów, ale mi przerwałaś – uśmiechnął się.
- Wybacz – parsknęłam – możesz wymieniać dalej. Chętnie dowiem się o twoich ulubionych zespołach i chętnie o tym z tobą podyskutuję, ponieważ tak się składa, że zacząłeś temat, o którym mogłabym rozmawiać godzinami.
Uniósł wysoko brwi, jakby rzucając mi wyzwanie. Założyłam nogę na nogę, a ramiona skrzyżowałam na piersi i uniosłam głowę.


*

Zaśmiałam się głośno, nie przejmując się nawet faktem, że mogę tak obudzić rodziców lub brata.
- Dobra, tym razem wygrałeś! Ale to ostatni raz, obiecuję – ponownie wybuchłam śmiechem.
- Przekonamy się – chłopak także się zaśmiał i leniwie podniósł do pozycji siedzącej.
Sięgnął po leżący u jego stóp telefon, włączył wyświetlacz i zrobił wielkie oczy. Odwrócił się w moją stronę i mimo zdziwienia, uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, że jest już po trzeciej?
- Żartujesz?
Pokręcił rozbawiony głową.
- Jak to możliwe, że przegadaliśmy ponad trzy godziny i nie zorientowaliśmy się, że jest już tak późno?
Chłopak, nadal z uśmiechem na ustach, zszedł z łóżka, co uczyniłam również i ja.
- Chyba będę już leciał – powiedział lekko skrępowany i schował dłonie do przednich kieszeni spodni.
Kiwnęłam lekko głową, dopiero teraz zaczynając odczuwać całe zmęczenie. Nim się obejrzałam Luke już siedział na parapecie z nogami zwisającymi na zewnątrz.
- Do zobaczenia, Parker – uśmiechnął się powalająco, machnął ręką i zeskoczył na dach garażu.
Odetchnęłam głośno i ponownie usiadłam na skraju łóżka. Oparłam głowę na dłoniach i uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie ostatnich trzech godzin. Chyba jeszcze z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze.



~*~

Od razu przepraszam, że kawałek tekstu jest na białym tle i ma inny kolor czcionki, ale próbowałam już wszystkiego, a to i tak nie chce się naprawić.

Rozdział 2 za tydzień :)

tt - beushx
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.