niedziela, 25 września 2016

Rozdział 6


Słysząc stukanie, jakimś cudem odnalazłam telefon i sprawdziłam godzinę. Jest kilka minut po północy. Całkiem zaspana, powolnie podniosłam się z łóżka i zaświeciłam lampkę nocną. Kiedy po raz kolejny usłyszałam stuknięcie w okno, podeszłam do niego i szybko otworzyłam. Właśnie w tym momencie obok mojej głowy przeleciało coś małego. Podążyłam za tym wzrokiem i zauważyłam mały kamień leżący na podłodze obok biurka.
- Zwariowałeś? Rzucasz mi w okno kamieniami?! – krzyknęłam szeptem, zauważając znajomą sylwetkę. Dzisiaj jest pełnia, więc blond czupryna chłopaka się dość odznacza wśród jego czarnego ubioru.
- No jakość musiałem dać ci znać, że już jestem – odpowiedział, jakby to było oczywiste.
- Przecież masz mój numer, poza tym… zresztą nieważne, właź, bo się rozmyślę.
Usiadłam na łóżku i przetarłam zaspane oczy. Niedługo później Luke siedział na moim parapecie, przeuczając przez niego nogi i lądując w moim pokoju.
- Przed czym tak właściwie muszę cię chować? – zdziwiłam się. Równie dobrze mógłby po prostu schować się w swoim mieszkaniu lub u Caluma. Średnio się znamy, więc to dla mnie naprawdę dziwne.
- Eh – było jedynym, co powiedział, po tym gdy usiadł obok mnie.
- Okej, nie chcesz to nie mów. Po prostu jestem ciekawa – burknęłam, przesuwając się na środek łóżka i układając bokiem. Głowę ułożyłam na poduszce, a jedną rękę wsunęłam pod nią.
Chłopak usiadł bokiem, tak, by mógł na mnie patrzeć. Wpatrywał się w moje oczy przez dłuższą chwilę, aż w końcu westchnął przeciągle.
- Ja.. uh – zaczął nieśmiało – po prostu mam pewne problemy, z którymi próbuję sobie poradzić. Ale jak widać, słabo mi to idzie – dokończył lekko podłamanym głosem i zaśmiał się nerwowo. Zmieszałam się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
- Dziękuje – odezwał się po dłuższej chwili. Gdy na niego popatrzyłam, miał zamknięte oczy, które za chwilę powolnie otworzył. – Za to, że mi pomagasz i mnie nie męczysz głupimi pytaniami.
Mówiąc to lekko zadrżał mu głos. Momentalnie zrobiło mi się go szkoda. Nie wiem, z jakimi problemami się zmaga i jak mogłabym mu pomóc. Nienawidzę, gdy ludzie w moim otoczeniu cierpią lub są smutni. Taka już jestem. Często stawiam czyjeś szczęście ponad swoje.
- Gdybyś kiedyś potrzebował pomocy, lub coś… pamiętaj, że masz mnie – uśmiechnęłam się.
Więcej nie rozmawialiśmy. Za to ja dużo myślałam. O nim, o tym co się dzieje, o wszystkim. Leżeliśmy, a ja już nawet nie zwracałam uwagi na czas i ile chłopak tutaj jest. By nie było tak niezręcznie włączyłam na telefonie playlistę z moimi ulubionymi piosenkami, ulubionych zespołów. Kątem oka zauważyłam jak Luke delikatnie się uśmiecha. Przymknęłam oczy, ponieważ uwielbiam słuchać muzyki w taki sposób. Od razu lepiej się słucha.

***

- Wyłącz to – usłyszałam jęk.
Leniwie otworzyłam oczy, powoli się budząc. Chciałam się rozciągnąć, ale przez otaczające mnie ramiona - nie mogłam.
- No nie – szepnęłam, spoglądając do góry, na blondyna. – Luke, wstawaj! – powiedziałam tym razem głośniej.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie jego ciche pomrukiwania.
- Luke, do cholery! Zasnęliśmy! – chłopak momentalnie mnie puścił, a ja w końcu mogłam wyłączyć irytujący budzik.
- Która jest godzina? – mruknął zachrypniętym głosem.
- Szósta trzydzieści.
Zerwałam się z łóżka i poprawiłam piżamę, która przesunęła mi się przez sen. Byłam teraz zdecydowanie zła na siebie, ponieważ zasnęłam. A teraz znajdujemy się w takiej sytuacji. Nie mówię, że moje życie jest nudne, ale takiej przygody jeszcze nie miałam.
- Zbieraj się, bo nie zdążysz do szkoły – powiedziałam, widząc jak Luke wtula głowę w moją poduszkę i przykrywa się bardziej pościelą. Widząc, że nie reaguje westchnęłam jedynie i zbierając ciuchy oraz kosmetyki, udałam się do łazienki. Po około trzydziestu minutach wróciłam gotowa. Dzisiaj makijaż i prostowanie włosów zrobiłam na spokojnie, bo chyba po raz pierwszy wstałam wtedy, kiedy nakazywał mi budzik.
- Serio, Luke? Spóźnisz się – zauważając jak chłopak nadal leży, tylko tym razem z telefonem w ręce. Blondyn spojrzał w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. W końcu wstał i podszedł do mnie. Następnie mocno mnie przytulił, co bardzo mnie zdziwiło. Naprawdę, to było dziwne. Co mu odbiło? Miałam o to pytać, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Najszybciej jak tylko potrafiłam odepchnęłam od siebie Luke’a i wepchnęłam w tę część pokoju, której nie widać zaraz po wejściu do pomieszczenia.
- Mam do załatwienia sprawę na mieście, więc jeśli chcesz, to mogę podrzucić ciebie i Ashley do szkoły – powiedziała mama zaraz na wejściu.
- Okej – pisnęłam spanikowana. – Um.. o której jedziemy?
Kobieta zerknęła na zegar wiszący nad biurkiem.
- Za pół godziny, nie chcę trafić na korki – odpowiedziała i nie czekając na moją odpowiedz, poszła.
Westchnęłam z ulgą.
- Okej, leć, zanim ktoś cie zauważy – stanęłam przed blondynem, kryjącym się do tej pory za ścianą.
- Przepraszam – skrzywił się. – Mogłem nie… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Dobra, dobra. Powiesz to kiedy indziej. Teraz już musisz iść, póki nie wszyscy moi sąsiedzi już wstali i nie zobaczą cie wychodzącego z okna na piętrze.
Zaśmiał się na moje słowa i posłusznie zaczął się zbierać. Założył buty i gdy siedział już na parapecie z przewieszonymi nogami na zewnątrz, pomachał mi i posłał uroczy uśmiech. Ale nie na to zwróciłam uwagę. Mój wzrok wylądował na miejscu pod łokciem. Było tam kilka czerwonych punkcików. Nie, nie możliwe, żeby to było to.

***

To wszystko jest dziwne. Tak, zdecydowanie, to dobre słowo. On jest dziwny, nasza relacja jest dziwna, to, co robimy też jest d z i w n e.
Aktualnie trwa lekcja matematyki, na którą od dzwonka nie poświęciłam najmniejszej uwagi. Mój mózg wolał zacząć myśleć o dosłownie wszystkim i wymyślać przeróżne teorie na temat wszystkiego. Chyba nie muszę wspominać, że mimo wszystko, głównym tematem moich rozmyśleń był ten stuknięty blondyn, o tak pięknych i niebieskich oczach. Bo cóż, chyba każda dziewczyna mu ich zazdrości. Czemu stuknięty? Bo wszystko związane z nim też jest stuknięte. Ja jestem stuknięta, bo o nim tyle myślę. Jak nazwać naszą relacje? Kolega-koleżanka? Czy może „kolega, którego się prawie nie zna z mnóstwem sekretów-koleżanka, która pozwala mu u siebie nocować, bo czemu nie?”
To wszystko jest głupie i bezsensu. Całkowicie pokręcone.
Chciałabym się cofnąć w czasie i nie otwierać tamtej nocy okna. Nie wpuszczać go do środka.
Chciałabym zacząć z nim od nowa. Bez tych wszystkich rzeczy. Po prostu, normalnie się poznać. Czy to możliwe? Bo jeśli tak, to będę przeszczęśliwa.
Chociaż w sumie… dlaczego zależy mi na jakiejkolwiek relacji z nim?
Dzwonek oznaczający przerwę przerwał moje rozmyślenia. Na(lub nie)szczęście. Nie ukrywam, odpowiedź na to pytania niesamowicie mnie dręczyła. Dlaczego? Bo sama jej nie znałam.
Praktycznie wybiegłam z klasy, próbując sprawnie wszystkich ominąć i uniknąć znajomych twarzy. Spuściłam głowę w dół i kierowałam się w stronę klasy od francuskiego.
- Sam! W końcu cię znalazłem! – w duchu jęknęłam zrezygnowana. Dlaczego nic nigdy nie idzie po mojej myśli? Chciałam teraz po prostu dokończyć moje myślenie i odpowiedzieć sobie na to głupie pytanie.
- Cześć, Luke- powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Nie zgadniesz co mam! – chłopak był wyraźnie podekscytowany, szczęśliwy i żywy jak nigdy. Jeszcze go takiego nie widziałam.
Zmarszczyłam na moment brwi, przypominając sobie pewną rzecz z dzisiejszego ranka, której najprawdopodobniej nie powinnam była w ogóle widzieć.
- O co chodzi? – pokręciłam głową, chcąc odpędzić tamte myśli.
- Mam dwa bilety na koncert All Time Low! – krzyknął tak głośno, że kilkoro uczniów popatrzyło na nas z dziwną miną.
Moje oczy momentalnie zrobiły się większe, a ja sama zaczęłam się uśmiechać jak głupia. Marzę o tym od lat! Strasznie chciałam jechać na najbliższy koncert w Richmond, zwłaszcza, że jest to tak blisko, ale bilety wyprzedały się tak szybko, że nie miałam nawet najmniejszej szansy. Jakim cudem on je zdobył?
- Jak? – byłam w stanie wyjąkać tylko tyle.
- Lepiej nie pytaj – zaśmiał się. – Ale je mam! Jedziemy na koncert All Time Low! Mówiłaś, że bardzo chciałaś na nich jechać, więc proszę bardzo. Jedziemy! – uśmiechnął się niesamowicie szeroko. Ja również się uśmiechałam, tak bardzo, że aż bolały mnie policzki.
- Nie wierzę – szepnęłam. – Moje marzenie w końcu się spełni.
Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam tak mocno, że mogłam usłyszeć tylko jego zduszony śmiech. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, patrzyłam na niego nadal nie mogąc uwierzyć.
- Muszę lecieć, mała. Widzimy się później – cmoknął mnie w policzek, kiedy zadzwonił dzwonek i uciekł w głąb korytarza.
Odwróciłam się w stronę mojej klasy i weszłam do środka. A miałam przez ten czas pomyśleć, ugh.
Chociaż zaraz, czy on nie ma przypadkiem francuskiego razem ze mną?



~*~


Huh, ciekawe co wydarzy się na koncercie.
Czytasz = komentujesz :)

tt - beushx

czwartek, 8 września 2016

Rozdział 5

Chciałam jakoś wyplątać się z jego uścisku, ale marnie mi to wyszło. Przechyliłam się za bardzo w prawo, w tym samym momencie, kiedy chłopak lewą ręką sięgnął do swojej twarzy i podrapał się po policzku, w skutek czego zleciałam z kanapy na podłogę.
- Ałć – syknęłam, a hałas jaki wydał mój tyłek przy spotkaniu z podłogą najwyraźniej wystarczył, by obudzić chłopaka.
- Sam? Co ty robisz? – ziewnął.
- Siedzę, jak widać – mruknęłam zaspanym głosem.
Luke podniósł się do pozycji siedzącej i podał mi rękę, którą chwyciłam i ciągnęłam się ku górze. Siedząc obok niego westchnęłam zmęczona i przetarłam twarz dłońmi.
- Dlaczego tutaj spaliśmy? W ogóle, dlaczego obudziłam się na tobie? – zapytałam, rozkładając się na wolnym miejscu i kładąc nogi na jego uda. – I dlaczego tego nie pamiętam, skoro nie wypiłam aż tak dużo?
- Chyba tutaj zasnęliśmy – zmierzwił ręką włosy.
Zacisnęłam powieki i ziewnęłam głośno.
- Potrzebuję kawy – mówiąc to wstałam i udałam się w stronę kuchni. – Chcesz też? – zapytałam, nalewając wody do czajnika.
- Jasne – mruknął.
Siedzieliśmy już przy stole, z kubkiem parującej cieczy, pogrążeni w ciszy. Chłopak wyglądał na dość skupionego, kiedy nieustannie wpatrywał się w stołu.
- Poszłam zamknąć okno, rozmawialiśmy, a potem urwał mi się film – powiedziałam w pewnym momencie.
- I wszystko jasne – odpowiedział, nadal nieprzytomnie patrząc na drewnianą powłokę.
Pstryknęłam palcami przed jego twarzą, dzięki czemu w końcu na mnie spojrzał. Zmarszczyłam brwi, a następnie je uniosłam. Luke uśmiechnął się szeroko, przy czym ukazał się jego dołeczek w policzku. Parsknęłam cicho śmiechem, spuszczając wzrok i podnosząc kubek do ust.

***


Jest poniedziałek, dokładnie tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego. A ja znowu zaspałam. Nieustannie biegałam to w jedną, to w drugą stronę, próbując się wyzbierać. Ashley będzie tu za 10 minut, a ja nadal jeszcze się nie ubrałam, pomalowałam oraz nie spakowałam książek do plecaka. Nie jest to dla mnie nowość, ale za każdym razem jestem na siebie tak samo zła, że nie potrafię wstać wtedy kiedy dzwoni budzik, tylko wtedy kiedy widzę, że już jestem spóźniona. Gdy prawie skończyłam się malować, usłyszałam dzwonek do drzwi, a chwilę później drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Zamknęłam tusz do rzęs i spojrzałam na fotel przy biurku, na którym usiadła moja przyjaciółka.
- Zaspałaś, prawda? – rzuciłam jej głupi uśmieszek, na który ona tylko westchnęła, po czym wzięłam się za pakowanie rzeczy do plecaka.
Chwilę później ubierałam buty i narzucałam na siebie bluzę, ponieważ rano było wyjątkowo chłodno.
 - Pośpiesz się! Autobus zaraz przyjedzie, a my nie jesteśmy nawet w połowie drogi.
- Cholera – powiedziałam bardziej do siebie, kiedy po raz kolejny sznurówka wypadła ze środka mojego buta. Kucnęłam i szybko ją poprawiłam. Zaczęłam szybki trucht, żeby dogonić Ashley, która nie czekając na mnie szła szybkim krokiem byle by tylko się nie spóźnić. Cóż, nie udało nam się. Gdy już prawie dotarłyśmy do przystanku, ostatnim co widziałyśmy był odjeżdżający autobus. Ashley machała rękami myśląc, że to go zatrzyma i skłoni do poczekania na nas. Jakoś nie wyszło. Wbiegłyśmy do szkoły równo z dzwonkiem, zdyszane przez praktycznie bieg, który przed chwilą wykonałyśmy. Wiedziałyśmy, że na pierwszej lekcji jest angielski, a pan nie toleruje spóźnień, co sprawia, że jest on przy klasie nie dłużej niż 2 minuty po dzwonku. Mimo to, na korytarzu nadal było pełno ludzi, a my próbowałyśmy się przez nich przedrzeć. Nagle coś mi się przypomniało, dlatego zaczęłam szybko sprawdzać plecak, aby przekonać się, że to o czym myślę nie jest prawdą.
- No nie – szepnęłam do siebie, kiedy okazało się, że zapomniałam zeszytu. Zeszytu od angielskiego, w którym miałam zadanie na dzisiaj. Jeśli mnie wybierze, jestem w dupie.
Mimo wszystko, nadal próbowałam go znaleźć, mając nadzieje, że po prostu włożyłam go pomiędzy książki. Kiedy to robiłam, poczułam jak się z kimś zderzam ramieniem. Podniosłam głowę na ułamek sekundy i ujrzałam Luke’a.
- Hej! – przywitał się radośnie.
Jak można się cieszyć będąc w szkole, w poniedziałek, rano?
- Hej – burknęłam, nawet na niego nie patrząc. Ciągle przewalałam całą zawartość swojego plecaka. – Zapomniałam zeszytu! – jęknęłam zła na siebie.
- I co z tego, weźmiesz nieprzygotowanie – wzruszył ramionami.
- Siedziałam nad nim jakąś godzinę! Nie wiem czy zauważyłeś, ale przywiązuję dużą wagę do szkoły – mruknęłam, zakładając ramiona na piersi. Zerknęłam na wiszący zegar i nabrałam gwałtownie powietrza. – Muszę iść! – pisnęłam i minęłam go, nie czekając na jego odpowiedź.
Przyszłam, a raczej przybiegłam, pod klasę równo z panem Brown’em. Nauczyciel otworzył, a następnie wszedł do klasy, a za nim reszta uczniów. Usiadłam na swoim miejscu i starałam się jak najbardziej nie wyróżniać czy cokolwiek. Jeśli Brown mnie zauważy, jestem pewna, że będę pierwszą, którą zapyta o zadanie, którego nie mam.  Pan Brown właśnie skończył sprawdzać obecność, a ja zamarłam kiedy usłyszałam jak wymawia moje imię.
- Samantha Parker? – wstałam, bezmyślnie bawiąc się rękawami mojej bluzy. – Masz zadanie?
- Ja… Um.. – już miałam zacząć żałośnie się tłumaczyć, kiedy drzwi klasy gwałtownie się otworzyły. Do środka wszedł Luke i Calum. Nawet nie zauważyłam, że ich nie ma. Przywitali się z nauczycielem, przeprosili za spóźnienie i jakby nigdy nic, brunet usiadł w ławce obok, a blondyn za mną, po drodze rzucając mi jakąś kartkę na moją ławkę. Pan Brown spojrzał na nich, a jego brwi wyskoczyły ku górze, ukazując zdziwienie na ich zachowanie.
- Przepraszam, ale chyba wyraziłem się jasno na pierwszej lekcji, mówiąc, że nie toleruję spóźnień – zaczął, a ja w tym czasie rozłożyłam papier od Luke’a.
Zrobiłam wielkie oczy widząc zadanie, którego dzisiaj nie miałam. Skąd on to wziął? Na pewno nie napisał sam, w dodatku w tak krótkim czasie. Nawet ja siedziałam nad tym godzinę, a jestem naprawdę dobra z angielskiego!
- Panno Parker, proszę zacząć czytać zadanie, które oczywiście masz, prawda?
- Tak, tak – zająknęłam się i wsunęłam kartkę w brudnopis. Mam tylko nadzieję, że to nie jest jakiś żart i faktycznie przeczytam zadanie domowe, a nie coś całkiem innego.
- Siadaj, piątka – na te słowa odetchnęłam z taką ulgą, że pan posłał mi zdziwione spojrzenie.
Usiadłam i korzystając z nieuwagi nauczyciela od razu odwróciłam się do blondyna.
- Boże, dziękuje! – krzyknęłam szeptem.
Dla niektórych to wyda się śmieszne, że aż tak bardzo przejmuję się szkołą i głupim zadaniem, ale dla mnie to jest naprawdę ważne. Mam marzenia i chcę je spełnić. Ale póki co, muszę skończyć szkołę z jak najlepszymi ocenami, bo to klucz do wszystkiego.
- Nie ma za co – mrugnął i szeroko się uśmiechnął.
W końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Wszyscy zaczęli pośpiesznie zbierać swoje rzeczy i wychodzić z klasy. Przystanęłam obok drzwi i czekałam, aż chłopcy nareszcie wyjdą. Widocznie im się nie śpieszyło.
- Naprawdę bardzo ci dziękuje – powiedziałam zaraz gdy tylko go zobaczyłam. – Jestem twoją dłużniczką.
- Daj spokój, to tylko głupie zadanie – wzruszył ramionami.
- Jeśli będziesz potrzebował pomocy lub coś, to masz mój numer – uśmiechnęłam się szybko i skierowałam w inną stronę niż oni.
Kiedy zadzwonił dzwonek, oznaczający koniec siódmej, czyli mojej ostatniej lekcji, byłam przeszczęśliwa. Razem z Ashley, Lukiem i Calumem stwierdziliśmy, że już mamy dość, a to dopiero początek tygodnia, więc pójdziemy na pizze. Jakby to coś zmieniło. Ale okej, dla nich każdy pretekst jest dobry. Doszliśmy na najbliższy przystanek metra, który zawiezie nas do centrum. Gdy tam dojechaliśmy, zamówiliśmy jedną wielką i usiedliśmy przy stoliku w rogu restauracji, który ma kanapę zamiast krzeseł oraz jest przy oknie. Standardowo rozsiedliśmy się na całą kanapę z telefonami w rękach, ponieważ jest darmowe wifi. Ashley chyba przeglądała instagrama, a Calum sms-ował z jakąś dziewczyną. Mój telefon rozładował się w czasie przedostatniej lekcji, więc bezczynnie siedziałam i rozglądałam się po pomieszczeniu.
- Właściwie to chyba wiem jak mogłabyś mi pomóc – usłyszałam nieśmiały szept przy uchu, więc odwróciłam się w tamtą stronę. Luke patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- O co chodzi? – również się uśmiechnęłam, usiadłam bokiem i założyłam kostkę na kolano.
- Yh… Trochę głupio mi o to pytać - zaczął powoli. – Ale mogłabyś dzisiaj wieczorem schować mnie w swoim pokoju tak jak kiedyś? – dokończył bardzo szybko. Ledwo mogłam go zrozumieć. Dopiero po chwili ogarnęłam co do mnie powiedział. Zmrużyłam oczy patrząc na jego szyję i zamyślając się na chwilę.
- W porządku – popatrzyłam w jego oczy.
- Naprawdę? Dziękuje! – złapał mnie za ramiona i przyciągnął mocno do siebie.
Zaśmiałam się zduszonym głosem, gdy mnie obejmował. Nieświadomie pogładziłam jego plecy, co było trochę dziwne. Powoli się odsunęłam i uśmiechnęłam. Luke patrzył mi w oczy, a na jego ustach cały czas utrzymywał się uśmiech, któremu towarzyszyły urocze dołeczki. Słysząc chrząknięcie, jak oparzona oderwałam wzrok od jego tęczówek i spojrzałam na przyjaciół.
- Nie wiem, czy zauważyliście, ale pizza już jest – zaśmiała się Ashley, posyłając Calumowi porozumiewawcze spojrzenie.
Prychnęłam cicho i złapałam za kawałek. Przylgnęłam do oparcia i zajęłam się jedzeniem, kiedy Ash i Calum nadal bawili się telefonami teraz dodatkowo jedząc. Poczułam, jak chłopak siedzący obok trąca mnie łokciem w bok, co oczywiście od razu oddałam. Zerknęłam na niego do góry.
- Ubrudziłaś się – zauważył z ciągłym uśmiechem.
- Ty też – odpysknęłam, choć niekoniecznie było to prawdą.
Ponownie wbiłam mu łokieć w żebra i zaśmiałam się z jego miny. Przekręciłam się lekko w bok i oparłam plecami o jego ramię. Chyba zaczynam go lubić coraz bardziej.
- Spodziewaj się mnie koło północy – szepnął mi na ucho. 





~*~

Czytasz = komentujesz :)

tt - beushx
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.