środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 4

- Spóźni się – powiedział Calum zaraz po tym, jak zakończył połączenie i rzucił telefon na łóżko.
- Czemu?
- Nie powiedział.
Tak szczerze to lepiej dla mnie. Po naszej ostatniej rozmowie czuję, jakby pomiędzy nami było jakieś spięcie. Za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy wydawał się być w porządku. A później po naszej nocnej rozmowie polubiłam go jeszcze bardziej. W klubie świetnie się z nim bawiłam, a teraz jest, co jest. Mogłam go nie całować. Może wtedy było by okej. Dla mnie nie było w tym niczego nadzwyczajnego. W końcu byłam pijana, a to co się stało było pod wpływem emocji. Szkoda, że on był trzeźwy.
Nie, żeby mi to jakoś strasznie przeszkadzało, to całe zamieszanie między nami. Polubiłam go, ale nie zależy mi na nim w jakiś głębszy sposób. Miałam już mnóstwo takich osób w moim życiu. Byli i poszli. Przyzwyczaiłam się. Najważniejsze, że ci prawdziwi zostali.
- Co będziemy robić? – zapytałam opierając się plecami o łóżko i rozkładając nogi na dywanie. – Oprócz picia – dodałam szybko, widząc ich zadowolone miny.
- Cóż, horror jest chyba tradycją. Wszyscy mamy po nim schizy, więc jest ciekawiej.
- Co powiecie na Obecność 2? – zaproponowała Ashley.
- Idealnie, ale musimy zaczekać na Luke’a – skinął Calum.
Stwierdziliśmy, że w tym czasie wszystko przygotujemy. Więc razem z Ashley udałyśmy się do kuchni przygotować jedzenie na całą noc i głównie popcorn na czas filmu. Calum został na górze, w swoim pokoju, by porozkładać poduszki, koce i kołdry na podłodze, ponieważ tak będziemy dzisiaj spać.
- Wow, widzisz tą chmurę? – gwizdnęła Ashley, stojąc przy oknie.
Podeszłam obok niej, unosząc wysoko brwi. Kiedy nad nami ściemniało się czyste niebo, jakiś kawałek dalej było ono już czarne przez czarne i gęste chmury. To nie wróżyło najlepiej. Już dawno nie było burzy, ale nie przeszkadza mi to. Lubię je.
Całe jedzenie i napoje zaniosłyśmy do salonu i rozłożyłyśmy kanapę, która i tak była całkiem spora.
- Duszno tu, otworzę okno – blondynka jedynie skinęła, a ja od razu uchyliłam oba okna.
- Luke zaraz będzie – oświadczył brunet, schodząc po schodach z kocem w ręku. Rzucił go na mebel, na którym będziemy siedzieć i zgarnął garść chipsów z miski.
Stałam za kanapą, więc usiadłam na jej oparciu, przerzuciłam przez nią nogi i w taki sposób już na niej leżałam. Pozostała dwójka niemal od razu do mnie dołączyła, kładąc się na mnie. Zaśmiałam się zduszonym śmiechem i jakimś cudem udało mi się wyciągnąć z kieszeni moich dresów telefon. Zaczęłam przeglądać różne aplikacje, jak twitter czy instagram, do póki nie usłyszeliśmy dzwonka do drzwi.
- Otwarte! – krzyknął Calum, nie robiąc sobie problemu, by wstać i iść otworzyć samemu.
- Cześć – przywitał się blondyn i zaśmiał się na zastany widok. Zrzucił z ramienia plecak i położył go przy schodach, zdjął ze stóp buty i skierował się w naszym kierunku.
Próbowałam dyskretnie zlustrować go wzrokiem, co mi nie wyszło, ponieważ chłopak podłapał moje spojrzenie. Zdążyłam jedynie zobaczyć, że tak jak i my, również ma dresy. Oraz ogólnie dobrze wygląda.
Calum zsunął się w róg kanapy, Ashley ścisnęła się obok niego, a kiedy ja usiadłam zrobiło się o wiele więcej miejsca. Tak, że Luke mógł usiąść obok mnie. O ironio.
- Odpalamy? – zapytał podekscytowany Calum.
I nie czekając na odpowiedź, wstał, wsunął pendrive’a do plazmowego telewizora i włączył film.
Przez większość filmu moja ręka spoczywała na mojej twarzy. Przez dziurę między palcami widziałam co się dzieje, a gdy była jakaś gorsza scena to łatwiej i szybciej było mi się zasłonić. Ashley reagowała tak samo. Caluma niezbyt widziałam, natomiast Luke wcale nie wyglądał jakby oglądał horror. Siedział niewzruszony, ale widocznie zaciekawiony. Czasem przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu, jakby było coś zabawnego w opętanej dziewczynce.
- Możemy zatrzymać? Muszę iść do ubikacji – jęknęła blondynka.
- Została nie cała połowa filmu, wytrzymasz – odpowiedział jej Calum.
- Wybacz, ale okres nie lubi czekać – odpysknęła.
Chłopak westchnął, wciskając przycisk pauzy na pilocie. W momencie, kiedy dziewczyna wstała pokój całkowicie się rozświetlił, a następnie mogliśmy usłyszeć mocny grzmot, co oznacza, że burza jest coraz bliżej.
- Proszę idź ze mną, nie chce sama – Ashley pociągnęła bruneta za rękę, na co ten westchnął i niechętnie wstał.
- Czyli mam stać pod drzwiami do ubikacji i czekać, aż łaskawie zmienisz sobie tampona? – usłyszałam jeszcze, gdy wychodzili z salonu, po drodze świecąc światło.
Odchrząknęłam, poprawiając się na swoim miejscu. Schyliłam się do stolika, chcąc sprawdzić godzinę na telefonie. 23:46. Wracając do swojej wcześniejszej pozycji rzuciłam okiem na dłonie Luke’a, które niepokojąco przyciągnęły moją uwagę. Chłopak akurat pisał coś na swoim telefonie. Opierając się o kanapę przyglądałam się jego prawej dłoni, na której miał dosyć duże rany na knykciach i kostkach palców. Wyglądały na świeże. Zmarszczyłam brwi, chcąc zapytać co się stało, ale się powstrzymałam. W końcu blondyn odłożył telefon i prawą rękę położył na swoim udzie, natomiast lewą ułożył na podłokietniku i podparł sobie o nią głowę. Poczułam na sobie jego spojrzenie, ale nie odwróciłam głowy. Zerknął w tym samym kierunku co ja i momentalnie westchnął. Założył ramiona na piersi tak, żeby nie było widać dłoni. Nie przejęłam się tym i łapiąc go za przedramię wyrwałam rękę z jego uścisku. Nie odezwał się ani słowem, kiedy przyglądałam się ranom. Widziałam jedynie, że patrzy na mnie poirytowany.
- Co się stało? – przejechałam delikatnie kciukiem po knykciach, na co z jego ust wydobył się syk. – Przepraszam – skrzywiłam się.
- Nic – powiedział i zabrał rękę.
- To nie wygląda na nic – nieustannie na niego patrzyłam. On natomiast skupił wzrok na swoich spodniach.
- Nie interesuj się – uciął.
Skrzywiłam się na jego ton. Prychnęłam trochę wkurzona i usiadłam inaczej, tak, by nie musieć na niego patrzeć. Usłyszałam jego westchnięcie.
- Przepraszam, ale po prostu to nie jest istotne – urwał na chwilę. – I jeśli byś mogła to proszę, nie wspominaj nic o tym Calumowi.
Zacisnęłam usta w cienką linię i skinęłam. Wkrótce po tym nastał kolejny grzmot, a po nim odgłos spłuczki w ubikacji.
- Dłużej się nie dało? – burknęłam.
- Wiesz jak jest – odpowiedziała mi Ashley, przez co Calum się zaśmiał. Zajęli swoje poprzednie miejsca i włączyliśmy ponownie film.

*parę godzin później*

- Może pójdziemy już lepiej spać? – zapytałam rozbawionym tonem, po czym się roześmiałam.
Graliśmy w Never Have I Ever, więc w naszych żyłach buzował teraz alkohol. Dochodziła trzecia w nocy, a ja mimo świetnego humoru coraz bardziej opadałam z sił.
- Ostatni raz! – zarządził Luke, unosząc szklankę z napojem do góry. Chłopak skinął głową w moją stronę, więc zaczęłam zastanawiać się nad pytaniem.
- Jeszcze nigdy nie zaliczyłam zgona! – wypaliłam.
Pozostała trójka się napiła, a ja zaśmiałam się cicho. Lubię pić z przyjaciółmi, bo to działa na mnie odprężająco. Zapominam o wszystkim, co mnie drażni lub martwi i po prostu żyję chwilą. Ale mam rozum i upijanie się do nieprzytomności mnie nie rajcuje.
- Jeszcze nigdy nie uciekałam przed policją! – wykrzyknęła Ashley, zwracając na siebie uwagę.
Chłopaki popatrzyli po sobie, za chwilę wybuchając śmiechem i biorąc łyka.
- Mój kubek jest pusty – oznajmił Luke. – Ale myślę, że jestem zbyt pijany, by cokolwiek wymyślić – jęknął odkładając szklankę gdzieś na bok i rozkładając się na podłodze wyłożonej poduszkami i pościelami.
Ja i Ashley zrzuciłyśmy z siebie dresy, zostając w samych koszulkach, natomiast Calum zrobił odwrotnie, pozbywając się koszulki, a zostając w dresach. Tak zazwyczaj śpimy, przyjaźnimy się zbyt długo, by czegokolwiek się przed sobą wstydzić.
Zajęłam swoje stałe miejsce pod łóżkiem i ułożyłam wygodnie głowę na poduszce. I jak na złość nie mogłam zasnąć. Czułam całe to zmęczenie, ale nie potrafiłam odpłynąć. Wszyscy już spali, tylko ja leżałam i gapiłam się w okno. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a ja doszłam do tego momentu, kiedy w końcu zaczęłam zasypiać. I możliwe, że pogrążyłabym się już w jakimś śnie, gdyby nie grzmot sprawiający wrażenie, jakby uderzył właśnie w budynek, w którym się znajdujemy. Poprzedziła go błyskawica przechodząc na wskroś pokoju i rozświetlając go. Zaraz po tym ciężkie krople deszczu zaczęły uderzać o szyby. Ponoć odgłos deszczu jest kojący, a ja śmiało mogę powiedzieć, że w tym przypadku był drażniący. Chciałam spać! Jeszcze w pokoju było tak cholernie gorąco, a nie mogłam otworzyć okna. Trwała burza. I kiedy ponownie ułożyłam wygodnie głowę na poduszce, przypomniała mi się jedna rzecz. W salonie było uchylone przeze mnie okno. Westchnęłam, zła na siebie, że nie zamknęłam go wcześniej. Wymknęłam się z pokoju najciszej jak się dało i w trakcie schodzenia po schodach, usłyszałam tak głośny grzmot, że z przerażenia pisnęłam. Zakryłam usta dłonią, mając nadzieje, że nikogo nie obudziłam. Idąc, podtrzymywałam się ścian lub mebli, ponieważ czułam lekkie zawroty głowy. Wykonałam czynność, po którą tu przyszłam i gdy odwróciłam się w stronę schodów, zauważając czyjś cień, krzyknęłam. Cofnęłam się opierając o parapet i nieświadomie przypominając wszystkie te przerażające sceny z „Obecności 2”.
- Ciii, to tylko ja – rozpoznałam głos Luke’a.
- Przestraszyłeś  mnie! – krzyknęłam tym razem szeptem.
Rzuciłam się na kanapę, wzdychając ciężko i przymykając oczy przez kolejne grzmoty na zewnątrz.
- Dlaczego nie śpisz? – odezwałam się. Po chwili chłopak zajął miejsce obok mnie.
- Obudziła mnie burza, a twój pisk wcale nie pomógł z olaniem pogody i ponownym zaśnięciem – parsknął, chwiejąc się.
Kiedy błyskawica po raz kolejny rozświetliła pokój, zauważyłam jak jego oczy błyszczą.
- Wybacz – uśmiechnęłam się krzywo.
- Wybaczę, jeśli ty mi wybaczysz moje wcześniejsze zachowanie. Przepraszam, nie powinienem być dla ciebie niemiły, w końcu nie wiedziałaś – wybełkotał.
- Jest okej, Luke – uniosłam lewy kącik ust do góry, zaraz się krzywiąc przez lekkie szumienie w głowie.
Jeśli będzie chciał powiedzieć o co chodzi, to powie.

*rano*


Powoli uniosłam ciężką głowę, rozglądając się po pomieszczeniu. To nie mój pokój. Skrzywiłam się, czując ból głowy. Chciałam podeprzeć się na łokciach, ale coś, co uważałam za łóżko okazało się być nieco twarde. Dodatkową trudność sprawiał ciężar spoczywający na mojej tali. Dopiero, kiedy przetarłam oczy, zaczęłam rozumieć sytuację. Jak to, że jestem u Caluma w salonie, leżę na Luke’u Hemmingsie, a jego ramiona oplatają moją talię.
Jak my tutaj wylądowaliśmy? 

~*~

Za kilka godzin muszę wstać na rozpoczęcie roku, ale chciałam go skończyć i dodać.
Powodzenia!
I do zobaczenia za tydzień :)

tt - beushx 

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 3

Pomogłam chłopakowi wepchnąć Ashley na drugie siedzenie, słysząc zaraz po tym jej śmiech. Oparła się o ramię Caluma i nadal chichotała. Chłopak zresztą nie był lepszy. Pozwoliłam Lukowi zamknąć drzwi od strony dziewczyny i sama usiadłam na miejscu pasażera. Na siedzeniu obok zaraz pojawił się blondyn, odpalając samochód. Gdy ruszył, spojrzał na mnie uśmiechając się lekko.
To o wiele wygodniejsze, niż wracanie w środku nocy parę kilometrów na nogach lub błaganie brata Caluma, by po nas przyjechał, na co zgadza się bardzo rzadko. Niby kiedy jesteśmy pijani,  to nie rusza nas to jakoś za bardzo. Całą drogę pokonujemy stosunkowo szybko, dużo się przy tym śmiejąc i po prostu mając ze wszystkiego ubaw. Gorzej jest rano, albo raczej po południu, kiedy budzimy się z kacem i zbyt obolałymi nogami.
- Więc gdzie mieszka Ashley? – zapytał Luke, zaraz po wejściu do samochodu. Chłopak odprowadził Caluma aż do samych drzwi upewniając się, czy chłopak zamknął za sobą.
Zaczęłam tłumaczyć mu drogę, nieustannie szeroko się uśmiechając, ponieważ miałam po prostu dobry humor. Spędziłam naprawdę świetnie czas z przyjaciółmi. A co najlepsze, nie czułam się pijana, chociaż byłam, ale mniejsza z tym.
Po odwiezieniu Ashley, nadeszła moja kolej. Kiedy blondyn zatrzymał się pod moim domem, podziękowałam mu za podwózkę i pożegnałam, zamierzając już wyjść i łapiąc za klamkę. Zatrzymała mnie jednak dłoń blondyna, oplatająca mój nadgarstek. Odwróciłam się, rzucając mu pytające spojrzenie.
- Dałabyś mi swój numer? – w odpowiedzi uśmiechnęłam się, wystawiając dłoń po jego telefon, który zaraz mi podał. Wystukałam swój numer i pod wpływem chwili pocałowałam go delikatnie w policzek na pożegnanie.
- Dobranoc, Luke – powiedziałam i wyszłam z samochodu.
Potykając się o własne nogi, doszłam do drzwi i najciszej jak potrafiłam udałam się do swojego pokoju, gdzie od razu na wejściu zaświeciłam światło. Podeszłam do okna, chcąc zasunąć zasłony. Zauważyłam, że auto Luke’a nadal stoi przy bramie mojego domu, więc niepewnie mu macham. Światła pojazdu się zapaliły, następnie usłyszałam ryk silnika i nim się obejrzałam auta już nie było. Okej, trochę dziwne. Zmarszczyłam brwi i zasunęłam rolety. Czując jak pulsuje mi głowa, udałam się do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Ze związanymi w koka włosami i ręcznikiem owiniętym wokół mojego ciała, umyłam zęby i szybkim krokiem przeszłam do mojego pokoju. Przebrałam się w piżamę, uchyliłam okno i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam niemal od razu.

***

- Um.. w porządku, o której? – zapytałam, przytrzymując telefon przy uchu ramieniem i jednocześnie szukając w szafce tabletek przeciwbólowych.
- Pasuje ci osiemnasta? – zerknęłam na zegar ścienny, wskazujący trzynastą dziewiętnaście.
- Jak najbardziej – uniosłam delikatnie lewy kącik ust, za chwilę wzdychając poirytowana, bo jak na złość nie mogłam znaleźć żadnego opakowania upragnionych środków przeciwbólowych. Moja głowa pęka, ale nie jest to żadna nowość. Mogłabym wypić o połowę mniej alkoholu niż wczoraj, a i tak musiałabym się z tym zmagać.
- To… do zobaczenia – usłyszałam.
- Do zobaczenia, Luke – uśmiechnęłam się i rozłączyłam połączenie.
Nie wiem, dlaczego chłopak chce się spotkać, ale cóż i tak nie mam nic do roboty, więc w sumie wyjście na miasto ze znajomym nie wydaje się takim złym pomysłem.
Zrezygnowana postanowiłam zrobić sobie herbatę i uciąć jeszcze chwilę drzemki. Może to choć trochę pomoże uśmierzyć pulsujący ból głowy. Z kubkiem parującej cieczy, skierowałam się na schody spotykając po drodze Josha.
- Widzę, że wczoraj nieźle się bawiłaś – zaśmiał się mój brat, szczypiąc mnie w żebra.
Spojrzałam na niego karcąco, unosząc wyżej kubek herbaty.
- Wybacz – ponownie się zaśmiał – i jak tam Luke? – poruszał zabawnie brwiami.
- A jak ma być? – parsknęłam.
- Nie jesteście jeszcze razem? – udał zdziwionego.
- Odczep się i sam znajdź sobie dziewczynę – potargałam jego włosy i nie czekając na odpowiedź, z uśmiechem na ustach ruszyłam do swojego pokoju.
Odstawiłam kubek na szafkę nocną i ułożyłam się na łóżku. Poczekam chwilę, aż herbata ostygnie, wypiję i prześpię się z godzinę.


*** 

Przetarłam oczy i zmarszczyłam mocno brwi. Podparłam się na łokciu, próbując zlokalizować mój telefon. Prześwietlając wzrokiem teren dookoła mnie, zauważyłam nietkniętą, najprawdopodobniej już zimną, herbatę. Najwyraźniej musiałam bardzo szybko zasnąć. Usiadłam prosto, rozciągając się i nie wyraźnie jęcząc. Czułam się, jakbym przespała co najmniej kilka dni. Wstałam, na szczęście ból głowy był o wiele mniej dokuczliwy niż wcześniej. Już miałam wychodzić z pokoju z zamiarem odwiedzenia łazienki, kiedy usłyszałam rozbawiony głos.
- Nie ładnie tak nie pojawiać się na randce – roześmiał się chłopak.
Momentalnie odwróciłam się w stronę, otworzyłam szeroko oczy i przystawiłam dłonie do rozchylonych ust.
- Jeju, Luke, przepraszam! Chciałam się jeszcze zdrzemnąć, bo strasznie bolała mnie głowa i myślałam, że za jakąś godzinę się obudzę, ale, ale… - zaczęłam tłumaczyć, opuszczając ręce i stając jak wryta – Która jest godzina? – zapytałam, przerywając swój wcześniejszy monolog.
- Koło w pół do dwudziestej – powiedział, wstając z krzesła ustawionego przy biurku.
- Przepraszam – jęknęłam, zażenowana.
Nie lubię, kiedy ludzie się spóźniają, irytuje mnie to. A teraz sama spóźniłam się półtora godziny, nie dając nawet znaku życia.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. Trochę się przestraszyłem, że może coś ci się stało, lub coś, bo sądziłem, że gdyby coś ci wypadło to na pewno dałabyś znać. Kawiarnia, w której mieliśmy się spotkać nie jest tak daleko stąd, więc pomyślałem, że może wpadnę i sprawdzę, co z tobą – uśmiechnął się, a w jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.
- Głupio mi teraz – usiadłam na kraju łóżka, po raz kolejny przecierając zaspane jeszcze oczy.
- Nic się nie stało. Jak głowa? – chłopak usiadł po drugiej stronie.
- Znacznie lepiej – mruknęłam, zaraz po tym ziewając – Moment, jak tutaj wszedłeś?
- Twój brat mnie wpuścił.
Jęknęłam, kładąc się na plecach.
- Coś nie tak? – zaśmiał się.
- Teraz to już w ogóle nie da mi żyć – zawtórowałam mu – Uważa, że do siebie idealnie pasujemy i, że jeszcze będziemy razem – powiedziałam teatralnym głosem.
Na to Luke zaczął się śmiać.
- No, przynajmniej mam już jakieś poparcie – zażartował.
- Dlaczego tak w ogóle chciałeś się spotkać?
- Eh – chłopak westchnął, wyraźnie skrępowany.
Z lekkim uśmiechem czekałam na jego odpowiedź. Z tego co zdążyłam zauważyć, Luke wydaję się być spokojnym i miłym chłopakiem. Mogę się mylić, w końcu znam go tylko trzy dni. Ale mimo wszystko, polubiłam go. Choć blondyn nie pasuje mi na przyjaciela Caluma. Brunet od zawsze miał aż nadto energii, jest zabawny, lubi podrywać dziewczyny, często ma głupie pomysły, które przeważnie stara się zrealizować. Ogółem jest bardziej szalony, niż spokojny. A Luke… wydaje się być jego przeciwieństwem. Oczywiście nie we wszystkim, ale jeszcze nie zauważyłam, by był typem podrywacza, szalonego nastolatka lub śmieszka. Ale może za wcześnie go oceniam. Ludzie zazwyczaj na początku znajomości są nieśmiali, w obawie, że nie wpasują się w towarzystwo. Może Luke po prostu musi się rozkręcić. Nie, żeby przeszkadzało mi to, jaki jest teraz. Lubię go.
- Nie bardzo wiem, jak zacząć – powiedział.
- Zacznij od początku – poradziłam, żartując.
- Uh, no… Pamiętasz co się działo na imprezie? – zmarszczyłam brwi.
Wypiłam trochę, fakt, ale nie tyle, żeby urwał mi się film. Dlaczego o to pyta?
- No tak – odpowiedziałam odrobinę niepewnie.
- A… pamiętasz jak tańczyliśmy? – blondyn wydawał się zestresowany.
- Pamiętam – nadal nie wiedziałam do czego chłopak dąży.
- A to jak się pocałowaliśmy? Bardziej, jakby ty mnie – zaśmiał się, zaraz poważniejąc – ale no…
A więc o to chodziło?
- Tak, to też pamiętam. I co z tego? – uśmiechnęłam się lekko.
Czy on sobie pomyślał, że ja na niego lecę?
- Uh, no wiesz, chciałem się tylko upewnić, że… um, no wiesz, że – jąkał się, co uważałam za urocze.
- Luke – przerwałam mu – tak, pocałowałam cię, ale to nie było nic poważnego. Bawiliśmy się. Nie podobasz mi się w ten sposób, uważam cię tylko za kolegę – wytłumaczyłam.
Blondyn teatralnie odetchnął z ulgą.
- Chodzi o to, że… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wolę nie wiedzieć, co sobie o mnie myślałeś przez ten czas – zaśmiałam się – Zostawmy to po prostu. Byłam pijana, ale to było pod wpływem chwili – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie istotną rzecz. Rozszerzyłam szeroko oczy na myśl o tym.
- O Boże, masz dziewczynę! – krzyknęłam, ale bardziej pytającym tonem.
To dlatego się tak stresował! Jestem głupia, pewnie pomyślał, że jestem idiotką.
- Nie, nie! – zaprzeczył od razu.
Teraz pomiędzy nami zrobiło się jakoś dziwnie, naprawdę dziwnie. Luke nerwowo podrapał się po karku, a ja zagryzłam dolną wargę i obserwowałam swoje dłonie.
- Myślę, że będę już leciał – odezwał się, po dłuższej chwili milczenia.
Pokiwałam jedynie głową, wstając równo z nim. Odprowadziłam go do samych drzwi.
- To… cześć – uśmiechnął się niezręcznie.
- Pa – odwzajemniłam uśmiech.
Kiedy zamknęłam za nim drzwi, wypuściłam powietrze ze świstem i kręcąc głową, wróciłam do pokoju.

*** 

- Znowu chcecie się upić, czyż nie? – zaśmiałam się do telefonu.
Ogółem pomysł nie był zły. Zresztą już nie raz robiliśmy sobie takie nocki. Spotykaliśmy się u mnie, Caluma lub Ashley i zostawaliśmy na noc. Teraz, kiedy jesteśmy starsi robimy to tylko wtedy, gdy rodziców nie ma w domu. Wtedy możemy wypić tyle ile chcemy i być głośno, nie martwiąc się, że następnego dnia będą na nas wkurzeni.
- Masz nas za jakichś alkoholików? – Calum również się zaśmiał.
- Skądże – parsknęłam.
- Każda okazja jest dobra. Więc, co ty na to?
- Myślisz, że przepuściłabym nockę z wami? Pf!
- W takim razie jutro o dwudziestej, u mnie.  Liczę na to, że ta noc będzie niezapomniana! W końcu trzeba się rozerwać, szkoła zaczyna się za 6 dni – burknął, niezadowolony z tego faktu.
- Nawet nie przypominaj – westchnęłam. 
W tle usłyszałam stukot butelek i coś w stylu „Calum, ty idioto”, a następnie odpowiedź „To twoja wina, palancie”.
- Wybacz, Luke po prostu nie umie wybierać, ani nawet podnosić butelki z alkoholem.
- Gdzie wy jesteście? – zaciekawiłam się.
- W sklepie. Wybieramy prowiant na jutro. Luke w końcu będzie mógł się z nami oficjalnie upić! – brunet wydawał się być podekscytowany tym pomysłem.
Po raz kolejny usłyszałam po drugiej stronie jakiś hałas.
- Mała, muszę kończyć, do zobaczenia jutro! – pożegnał się i zanim zdążyłam odpowiedzieć, połączenie zostało zakończone.
Oh, więc Luke też jutro będzie. 



~*~

Następny rozdział za tydzień :)

tt - beushx
#Midnightff

środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 2

- Hej, nie zasypiamy! – usłyszałam głos Caluma zaraz po tym, jak szturchnął w moją rękę, o którą opierałam głowę. Momentalnie się zerwałam i popatrzyłam na niego wściekłym spojrzeniem.
- No co? – wyszczerzył się – byliśmy umówieni na dziewiątą, mogłaś iść wcześniej spać – powiedział z zadowoleniem.
Przez nocne spotkanie z Lukiem całkowicie zapomniałam o tym, że zanim wróciliśmy do naszych domów z lotniska, umówiliśmy się razem z Ashley i Calumem do naszej ulubionej kawiarni, by móc dłużej porozmawiać. Kiedy blondyn wyszedł, zanim się wykąpałam i w ogóle zasnęłam wybiło grubo po czwartej. Moi przyjaciele kilkukrotnie dzwonili do mnie, by mnie obudzić, ale ja za każdym razem myślałam, że to budzik, a później drzemka. Aż w końcu stwierdzili, że to nic nie da i przyszli do mnie do domu. Siłą ściągnęli ze mnie kołdrę i dali dziesięć minut na ogarnięcie się.
- Możecie mi, proszę, przypomnieć dlaczego spotykamy się o tak wczesnej godzinie? – zapytałam, aż nadto miłym głosem.
- Ponieważ Ashley później musi zajmować się młodszym bratem – chłopak wzruszył ramionami.
- I nie mogliśmy tego przełożyć na inny dzień? – burknęłam znużona.
- Nie – wyszczerzyła się moja przyjaciółka – bo nie – dodała, zanim zdążyłam zadać pytanie.
Fuknęłam zaspana  i przyległam do oparcia krzesła. Mimowolnie zamknęłam oczy.
- Mówcie dalej, słucham was – oznajmiłam.
Blondynka zaczęła mówić o nowym filmie, który miał pojawić się wkrótce w kinach, na co chłopak wyraźnie zainteresował się tematem. Czasem coś mruknęłam, kiwnęłam głową lub dałam jakikolwiek inny znak życia, gdy mnie o coś pytali lub mówili coś, z czym się zgadzałam. Jednak ciągle pozostawałam w jednej i tej samej pozycji. Oczy otworzyłam dopiero wtedy, kiedy usłyszałam jak krzesełko obok mnie się odsuwa. Czułam, jak ciężkie są moje powieki. Niby spałam pięć godzin, co dla niektórych może być wystarczające, by być później w miarę wypoczętym. Ale niestety nie dla mnie. Potrzebuję minimum dziewięciu godzin, by się wyspać. Od zawsze dużo spałam i tak mi po prostu zostało.
- Cześć – przywitał się blondyn. Tak samo jak ja, nie wyglądał na wyspanego. Świadczyły o tym mocno podkrążone i sine oczy, blada cera oraz potargane włosy.
Spojrzałam na niego wtedy, kiedy on na mnie i odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym ponownie zamknęłam oczy.
- Ona tak od początku spotkania, więc nie martw się, nie tylko ty masz ochotę wrócić do domu i pójść dalej spać – zaśmiał się brunet.
- Też nie mogłaś zasnąć? – zapytał Luke.
Najwyraźniej to pytanie było do mnie, ponieważ nikt inny się nie odezwał. Otworzyłam oczy i nieco wyprostowałam się na krześle.
Widocznie chłopak nic nie wspomniał Calumowi o tym, że zasiedział się u mnie i właśnie to jest powodem jego niewyspania. W takim razie, ja także nie zamierzam tego robić. Bo w sumie po co?
- Taa.. tak jakby – mruknęłam nie wyraźnie – zresztą, jest dla mnie za wcześnie.
- Sam, jest już dziesiąta – zauważyła z rozbawieniem Ashley.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja zazwyczaj jestem na nogach dopiero koło południa – oparłam łokcie na stole, a podbródek ułożyłam na dłoniach.
- Cokolwiek – zaśmiała się przewracając oczami.
***

- Co powiesz na imprezę? – było pierwszym, co usłyszałam zaraz po otwarciu drzwi.
Uniosłam jedną brew, ruchem ręki zaprosiłam ją do środka i zamknęłam za nią.
- Myślałam, że po ostatnim razie masz dość – idąc za jej śladem, również usiadłam w rogu kanapy, a nogi przyciągnęłam pod siebie.
- To było dwa tygodnie temu – uniosła prawą rękę, gestykulując – poza tym, nie byłybyśmy same. Idziemy całą paczką.
- Och, no tak. Bo Calum się przecież nie schleje i nie będzie tak samo jak ostatnio. Jedyna różnica jest taka, że tym razem musiałabym holować jeszcze jego.
- Ty też przecież pijesz – zmarszczyła brwi.
- Pić, a upijać się do nieprzytomności to różnica – pokręciłam z rozbawieniem głową.
- Zresztą, teraz będziesz miała jeszcze Luke’a!
- Myślałam, że idziemy paczką? – zmieszałam się.
- No tak, Luke należy teraz do paczki. Jest przyjacielem Caluma i będzie z nami chodził do klasy, więc – urwała, biorąc głęboki wdech– idziesz czy nie?
- Idę – powiedziałam po chwili namysłu, wzdychając  – o której?
- Będziemy po ciebie o dwudziestej – wyszczerzyła się, zrywając na równe nogi.
- Dobrze – westchnęłam, również wstając.
Odprowadziłam przyjaciółkę do drzwi, pożegnałam się z nią i wróciłam do swojego pokoju. Dochodziła godzina siedemnasta, więc miałam jeszcze sporo czasu. Zdążyłam posprzątać w pokoju, który już od kilku dni tego wymagał i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Starałam się to zrobić jak najszybciej, ponieważ z racji, że moje włosy są dość grube i w miarę długie, suszenie ich niestety nie zajmuje kilku minut.
Niecałe trzy godziny później po pokoju rozległ się dźwięk dzwonka, oznajmiający mi, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. Zerwałam się z krzesła i rzuciłam okiem na łóżko, w końcu odnajdując urządzenie.
- Słucham? – zaczęłam rozmowę.
- Gotowa?
- Prawie. Jeszcze się tylko ubiorę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Zaraz u ciebie będziemy.
- Wejdźcie od razu, jestem sama – oznajmiłam i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.
Z niezasuniętym zamkiem mojej czarnej, przylegającej sukienki na grubych ramiączkach i wycięciami na brzuchu i plecach, ruszyłam do szafy spodziewając się tam moich czarnych szpilek. W międzyczasie usłyszałam zajeżdżające na podjazd auto, a także nie długo później otwierane drzwi. Gdy okazało się, że moich butów tutaj nie ma, szybkim krokiem ruszyłam po schodach na dół. Możliwe, że są one w szafce na buty w korytarzu. Zagryzłam wargę, zeskakując z ostatniego schodka i zauważając całą trójkę na kanapie w salonie.
- Cześć – przywitałam się – założę buty i możemy iść.
- O! Sam, bierzesz torebkę, prawda? Ja mam tylko portfel i telefon, nie miałam mniejszej torebki, a tej czarnej torby nie opłacało mi się brać – jęknęła Ashley.
- Tak, jest na górze, zapomniałam ją wziąć. Zaraz po nią skoczę – znajdując się przy komodzie, wzrokiem szukałam moich jedynych, czarnych szpilek.
- Ja to zrobię, będzie szybciej – odpowiedziała i mijając mnie, poszła do mojego pokoju.
Kiedy w końcu znalazłam moje buty, skierowałam się do salonu. Usiadłam obok Luke’a, ponieważ on siedział na środku, a Calum usadowił się w rogu kanapy. Schyliłam się i próbowałam założyć szpilki na stopy, co przyznam szczerze, z niewiadomych powodów zawsze było dla mnie wyzwaniem.
- Hej aniołku, mogłabyś zasunąć zamek tej sukienki, no chyba, że chcesz, żeby Luke pożarł cię wzrokiem – zaśmiał się Calum, wstając na co blondyn posłał mu piorunujące spojrzenie.
Założyłam na stopę drugiego buta i wstałam, kierując się w stronę Caluma. Bez słowa odwróciłam się do niego plecami, by chłopak mógł zasunąć zamek.
Jesteśmy sobie naprawdę bliscy. Jego i Ashley znam od małego i śmiało mogę powiedzieć, że są dla mnie jednymi z najważniejszych osób w moim życiu. Byli ze mną w najlepszych i w najgorszych chwilach, jak na przykład prawie rozpad małżeństwa moich rodziców. Byłam wtedy załamana, a oni nie odstępowali na krok, co chwile się upewniając, czy wszystko ze mną w porządku. Za takich przyjaciół byłabym w stanie zrobić wszystko i strasznie się cieszę, że ich mam. Znam ich jak nikt inny, tak samo oni mnie.
- Jedziemy? – moja przyjaciółka stanęła obok mnie, trzymając w ręce moją torebkę, którą od niej zabrałam.
Skinęliśmy równo głowami i razem ruszyliśmy do drzwi. Kiedy miałam łapać za klamkę, ta poruszyła się, a ja odskoczyłam w tył gdy drzwi gwałtownie się otworzyły. Wpadłam na Luke’a, który szedł tuż za mną.
- Hej Josh – zaczęłam widząc swojego młodszego brata – gdyby mama pytała powiedz, że wyszłam na imprezę.
Chłopak widząc Ashley i Caluma przywitał się z nimi tak, jak to zazwyczaj robili. Moi przyjaciele go lubili, a on lubił ich. Był naprawdę najlepszym bratem na świecie.
- Ciebie nie znam – stanął przed Lukiem – Sam, nie wspominałaś, że masz nowego chłopaka.
- Jestem Luke – chłopak wyciągnął rękę, którą Josh od razu uścisnął – nie jestem chłopakiem Sam, kolegujemy się.
Mój brat zmierzył go wzrokiem, po czym uśmiechnął się z politowaniem. Odchodząc, słyszałam jak mamrocze coś w stylu „jeszcze nie”. Przewróciłam na to oczami i wyszłam z domu.
- Zostawimy auto pod klubem i wrócimy po nie następnego dnia, tak jak zawsze?
- Nie piję dzisiaj, więc o powrót do domu możecie być spokojni – odpowiedział mi Luke, otwierając drzwi od strony kierowcy.
Niespełna dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Klub, do którego zawsze chodzimy dzisiejszego wieczoru nie był jakoś specjalnie zapełniony, najprawdopodobniej przez fakt, że był czwartek, a największe imprezy tutaj odbywają się w piątki i soboty.

- Zajmijcie miejsce! – krzyknęła Ashley, próbując przebić się przez głośną muzykę i kiwając głową  w stronę wolnej kanapy.
Do środka właśnie wchodziła spora grupa ludzi, a wiedząc, że Luke jest tutaj po raz pierwszy, złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę, idąc w kierunku kanapy. Usiadłam w rogu, tak jak miałam w zwyczaju. A on, mimo, że narożnik był dość obszerny, usiadł dokładnie obok mnie.
- Dlaczego nie powiedziałeś Calumowi, że się u mnie zasiedziałeś? – zadałam nieco dręczące mnie pytanie – myślałam, że faceci mówią sobie takie rzeczy.
- Uh – niezręcznie podrapał się po karku.
- Jesteśmy! – blondynka pojawiła się znikąd trzymając w dłoniach sześć kieliszków. Tuż za nią kroczył Calum niosąc szklankę wody z lodem i cytryną, dla Luke’a jak sądzę, i drugą prawdopodobnie z jakąś whisky.
- Coś co uwielbiasz – zaśmiała się Ash.
- Tequila – jęknęłam, krzywiąc się i patrząc na stojące przede mną kieliszki – musiałaś?
- Inaczej cię nie upije! – krzyknęła, rozbawiając tym siedzącego obok mnie blondyna.
Kilka kolejek później byłam już zdecydowanie wstawiona, jeśli nie prawie pijana, co jednak nie przeszkadzało mi aż tak bardzo. Lubiłam czuć się odrobinę pewniej i nie myśleć o niczym innym, jak o zabawie.

Calum i Ashley zniknęli gdzieś przy barze, ja co jakiś czas się śmiałam, a Luke obserwował mnie także się śmiejąc, ponieważ wiedział w jakim stanie się aktualnie znajduję.
- Chodź tańczyć! – krzyknął, bym bez problemu go usłyszała.
Ochoczo pokiwałam głową, bo w sumie siedzimy tu już od prawie dwóch godzin, a ja nie znalazłam się na parkiecie ani razu. Do teraz. Będąc w środku tłumu ludzi, chłopak złapał mnie w talii, więc automatycznie zarzuciłam swoje ręce na jego kark. Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Przyznaję, że nigdy nie potrafiłam tańczyć, co skutkowało również niechęcią do tańczenia z partnerami. Wolałam to robić sama, z przyjaciółmi obok. Tak zawsze to robiliśmy. Ale teraz z Lukiem było inaczej. Bo mimo, że ruszałam się jak gałąź, blondyn nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, ciągle się uśmiechał i nieustannie na mnie patrzył. Co jakiś czas mnie obracał, łapał w talii podnosząc i robiąc dookoła siebie kółko, na co za każdym razem reagowałam śmiechem. Luke słysząc mój śmiech, uśmiechał się jeszcze szczerzej.
Nie chciałam iść dzisiaj na imprezę. Po prostu nie miałam ochoty, wolałam zostać w domu i oglądać serial lub po prostu leżeć i słuchać muzyki. Poszłam jedynie dla tego, że wiedziałam jak to się mogło skończyć. Ashley i Calum upili by się i zrobili coś naprawdę głupiego. Znaczy, pewnie i tak zrobią. Ale jako dobra przyjaciółka jestem tu razem z nimi, odwiodę ich od jakiegokolwiek mniej niż normalnego pomysłu i odholuję do domu. Racja, piłam, ale zawsze mniej od nich i tak, by zachować świadomość.
I teraz, kiedy o tym myślę, tańcząc z przystojnym i w cholerę wysokim przy moich stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach blondynem, nie żałuję ani trochę, że poszłam. Bawię się świetnie.
- Może by tak odbijany? – znikąd obok nas pojawiła się napchana botoksem i z przerysowanymi brwiami brunetka. Zwolniliśmy swoje ruchy, a ramię Luke otoczyło moje ramiona.
- Wybacz, ale wolę tańczyć z tą tutaj – kiwnął na mnie głową, spoglądając mi w oczy i posyłając uśmiech.
Chłopak ponownie złapał za moją talię i zaczął się ruszać w trym muzyki, nie zaważając na fakt, że dziewczyna nadal stoi obok nas, krzywiąc się. W końcu jednak prychnęła i przeszła obok mnie, dbając o to, by „przypadkowo” trącić mnie barkiem w plecy. Jednak nie tak lekko, na zaczepkę. Ona zrobiła to w taki sposób, że aż poleciałam do przodu, wpadając na Hemmingsa. Chłopak zaśmiał się zerkając na urażoną dziewczynę, a potem na mnie. W międzyczasie przeskanowałam jego twarz, zatrzymując się odrobinę za długo przy ustach. Przez krążący w moich żyłach alkohol oraz przypływ odwagi, złapałam chłopaka za kark i przyciągnęłam do siebie. Moje usta rozbiły się o wargi blondyna. Luke wyraźnie się spiął, ale wystarczył moment, by zaczął odwzajemniać pocałunek. Swoje dłonie ułożył na moich policzkach i trzymał mnie jak najbliżej siebie. Po chwili, która wydawała się trwać godziny, oderwaliśmy się od siebie, szybko oddychając i patrząc sobie w oczy. 


***

Na razie trochę nudno, ale obiecuję, że jeszcze się rozkręci!
Przepraszam, że rozdział z opóźnieniem , ale niestety brak czasu. Następny będzie szybciej :)

tt - beushx

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 1

Nie wiele myśląc, gdy tylko zauważyłam przyjaciela rzuciłam się biegiem w jego stronę. Ashley zostawiłam gdzieś w tyle nawet się tym nie przejmując. Już z daleka widziałam jak rozkłada ramiona, więc gdy byłam tuż przy celu wskoczyłam na niego mocno obejmując, a nogi zaplatając w pasie. Najwidoczniej zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo chłopak nie podołał zadaniu i po prostu poleciał razem ze mną w tył. Słysząc jego głośny śmiech także i ja zaczęłam się śmiać. Nie dużo później poczułam na sobie ciężar i oplatające nas ramiona. To musi wyglądać naprawdę dziwnie, ale i zabawnie. Dwie dziewczyny leżące na niewyrabiającym ze śmiechu chłopaku. 
- Tęskniłyśmy! – krzyknęła Ashley.
- Miesiąc to zdecydowanie za dużo, głupku! – dodałam.
- Każdy by za mną tęsknił – odpowiedział, próbując objąć nas obie.
Usłyszałam czyjś śmiech, a cień tej osoby padł prosto na nasze twarze.
- Stary, pomóż, już mam ich dość – zachichotał Calum.
Odkleiłyśmy się od przyjaciela i równo stanęłyśmy na proste nogi.
- Kto to? – Ashley nie kryła swojego zaciekawienia.
Ja, o dziwo, nie odezwałam się ani słowem. Prześledziłam jedynie nieznajomego blondyna wzrokiem i stwierdziłam, że jest całkiem przystojny.
- Luke – przedstawił go Calum – mój najlepszy przyjaciel z Nowego Jorku. Póki co przeprowadza się do San Francisco i razem z nami skończy tutaj szkołę – wytłumaczył, kończąc uśmiechem.
Patrząc na blondyna zauważyłam, że on również się we mnie wpatruje. Puścił mi oczko i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.


***

 
Zauważając, że dochodzi prawie północ, zamknęłam wszystkie karty w przeglądarce i wyłączyłam laptopa. Nie śpiesząc się, podniosłam się z fotela i skierowałam w stronę łóżka, by wziąć piżamę. Odrzuciłam poduszkę na bok i zabierając ubranie, usłyszałam hałas dobiegający z podwórza. Zamarłam, zatrzymując swoje ruchy. Trzymając piżamę w prawej ręce ruszyłam do okna chcąc zobaczyć, co mogło spowodować ten odgłos. Oparłam dłonie na parapecie i wyjrzałam, próbując coś zauważyć. Stwierdzając, że to nic nie da, postanowiłam otworzyć okno. W trakcie tej czynności ponownie usłyszałam hałas. Wychylając się i dokładnie rozglądając, ujrzałam cień męskiej sylwetki, którą można łatwo poznać po bardzo szerokich ramionach. Chłopak, albo i mężczyzna, wychylał się zza drzewa znajdującego się na moim podwórku, obok garażu.
- Kto tu jest? – odezwałam się.
Postać stanęła jak wryta, a ja dopiero teraz zorientowałam się, jak głupie to było.
- Samantha? – usłyszałam, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły – przyjaciółka Caluma? Co ty tutaj robisz? – dodał.
Słysząc jego głos nieco dłużej, mogłam zorientować się, że jest mi on znajomy.
- Mieszkam? – odpyskowałam niemiłym tonem - kim jesteś? – dlaczego moje pytania brzmią tak idiotycznie?
- Hej, to ja, Luke – mruknął, co jakiś czas nerwowo oglądając się na ulicę.
- Co ty tu robisz? – krzyknęłam szeptem, próbując dostosować się do tonu jego głosu – jest dwunasta w nocy, a ty biegasz po moim podwórku!
- To skomplikowane – podsumował – pomóż mi się ukryć.
- Co? Przed czym?
- Po prostu pomóż! Pomożesz?
Nie znam go, ale skoro jest przyjacielem Caluma, to może powinnam mu pomóc? Wydaje się być w porządku, ale z drugiej strony nie jestem do niego jeszcze do końca przekonana. A jeśli rodzice albo brat się obudzą? To uczucie gdy chcesz coś zrobić, ale się boisz, jest najgorsze. W mojej głowie utworzyła się lista wszystkich „za” oraz „przeciw” i mimo to wszystko przypomniałam sobie, że przecież uwielbiam ryzyko.
- Jak mam ci pomóc? – odezwałam się, próbując dokładniej zobaczyć jego twarz pomimo ciemności.
- Um… Daj mi się schować w twoim domu? – zapytał nieśmiało, po chwili cicho i nerwowo się zaśmiał.
Wydałam z siebie cichy śmiech, bardziej zacisnęłam dłoń na materiale piżamy i oparłam lewą dłoń o futrynę okna.
- Żartujesz, prawda? – uśmiechnęłam się.
Na pewno żartuje. Przecież się praktycznie nie znamy. Nie prosiłby o to, żebym schowała go w swoim domu, bo przed czymś ucieka. Co innego gdyby to był dzień, a my znalibyśmy się chociaż tydzień dłużej, ale zamiast tego jest cholerna północ, a ja wiem o nim tyle, że ma na imię Luke. Wydaje mi się, że to trochę za mało.
- Nie żartuję. Jestem przyjacielem Caluma, więc błagam, pomóż mi do cholery!
Ta sytuacja robi się dla mnie coraz bardziej idiotyczna. Czy oni mnie wkręcają? Zresztą – pieprzyć to.
- W porządku – założyłam ramiona na piersi.
- Naprawdę?
- Tak. Możesz się schować w moim pokoju.
- Okej, otworzysz mi główne drzwi czy masz może jakieś z tyłu domu lub ta…
- Jak widzisz garaż jest połączony z domem, a jego dach jest nieco pod moim oknem. Jeśli wyjdziesz jakimś cudem na niego i dostaniesz się do mojego okna, to możesz wejść – przerwałam mu.
Spojrzał na mnie całkiem zdezorientowany i lekko zszokowany.
- Uh, nie ma jakiegoś łatwiejszego sposobu? No wiesz, nie codziennie wspinam się po cudzych garażach.
- Wybacz, ale nie – uśmiechnęłam się lekko, próbując powstrzymać większy uśmiech cisnący mi się na usta.
Odwróciłam się w celu rzucenia trzymanych przeze mnie piżam na łóżko i gdy mój wzrok ponownie podążył na podwórko, widziałam jak Luke wspina się po potężnym pniu drzewa, a następnie zeskakuje na dach. Chwilę później stoi pod moim oknem. Raczej nie muszę wspominać, że byłam w lekkim szoku. Byłam prawie pewna, że sobie odpuści. W ciągu następnych kilku sekund chłopak wspiął się po ścianie, kurczowo ściskając parapet, aż w końcu na nim usiadł i przerzucił nogi do środka, na koniec zeskakując i stając tu przede mną.
- Ok-ej – zająknęłam się.
Usłyszałam krzyki i hałas dochodzący z zewnątrz. Blondyn w szybkim tempie zamknął okno i popatrzył na mnie z ulgą na twarzy.
- Dziękuje, dziękuje, dziękuje – powtarzał – uratowałaś mi tyłek.
- Co tak w ogó… - zaczęłam, ale przerwał mi telefon, który zaczął dzwonić.
- Gdzie jesteś? – rzucił od razu Luke, ówcześnie klikając zieloną słuchawkę.
Stałam obok, przyglądając się mu. Po chwili chłopak głośno się roześmiał, na co odruchowo przysunęłam się maksymalnie blisko i zatkałam mu dłonią usta. Jeszcze brakuje, żeby rodzice się obudzili. Przez mój gest momentalnie ucichł i spojrzał mi w oczy. Nasze klatki piersiowe się prawie stykały, a ja nie czułam się nawet nadzwyczaj niezręcznie. A przecież jest mi on obcy. Powoli odsuwałam swoją dłoń, dzięki czemu mogłam zauważyć, że na jego ustach uformował się mały uśmiech. Ja również się uśmiechnęłam.
- Ej, stary! Jesteś tam jeszcze?! – przez bliskość i ton głosu, mogłam usłyszeć to krótkie zdanie i zorientować się, że Luke rozmawia z Calumem.
Odskoczyłam od niego, czując jak moje policzki delikatnie zapiekły, jakby w naszej bliskości było coś nie tak. Zagryzłam dolną wargę i czekałam, aż chłopak skończy rozmowę.
- U Samanthy – odpowiedział w końcu – tak, tej. Wytłum… nie. Przestań, wytłumaczę ci to później. Tak, tak i nie. Dobrze – westchnął, a następnie nacisnął czerwoną słuchawkę, kończąc tym rozmowę.
- Um, powinnam pytać? – mruknęłam nieśmiało.
Luke, tym razem, cicho się zaśmiał i pokręcił przecząco głową.
- Uwierz, o tym lepiej nie wiedzieć – uśmiech nie znikał mu z twarzy, co swoją drogą wcale mi nie przeszkadzało.
Polubiłam jego uśmiech. Zwłaszcza, że był szczery i towarzyszyły mu urocze dołeczki.
Odetchnęłam tak cicho, że nawet nie było tego słychać i usiadłam na skraju łóżka.
- Długo musisz się tak ukrywać? Nie żebym cię wyganiała czy coś, ale… - chciałam dokończyć, ale mi przerwał.
- Dziesięć minut i się zwijam – usiadł obok mnie – jeszcze raz dzięki.
Po tym nastała cisza, a ja nie wiedząc co ze sobą zrobić, zaczęłam bawić się moimi palcami. Luke oparł  łokcie na udach, a głowę na dłoniach.
- Więc – zaczęłam, chcąc przerwać krępującą ciszę i nawiązać jakąkolwiek rozmowę – dlaczego się przeniosłeś?
Blondyn wyraźnie spiął się na moje pytanie. Nerwowo odkaszlnął i wyprostował się, a następnie potarł uda dłońmi. Spojrzał na mnie i podrapał się po karku. Chyba nie trafiłam z pytaniem. Mentalnie przybiłam sobie piątkę w czoło.
- Eee… To jak ci się podoba w San Francisco? – zmieniłam szybko swoje pytanie, oddychając z ulgą, gdy zauważyłam, że Luke również poczuł się teraz swobodniej.
- Jest fajnie, ale to nic, czego bym wcześniej nie widział. Przyjeżdżam tu co rok na wakacje, odwiedzić Caluma i kilku innych znajomych – jego błękitne oczy zabłyszczały.
- Naprawdę? Nigdy cię tu nie widziałam – zmarszczyłam brwi.
- Zawsze się tak trafia, że ty i Ashley jesteście wtedy na jakimś obozie. Calum mi sporo o was mówił.
- Och, aż się boję, co takiego ci naopowiadał – zaśmiałam się.
- Myślałem, że tylko ja lubię pizzę hawajską, a tu takie zaskoczenie. Zazwyczaj ludziom nie pasuje, że na pizzy jest ciepły i słodki owoc – również się zaśmiał.
- Calum i Ashley jej nienawidzą – burknęłam niezadowolona.
- Wspomniał też, że lubisz słuchać pop- i punk-rocka, co tak samo było dla mnie nietypowe. Dziewczyny, które znam raczej szaleją za Justinem Bieberem czy One Direction, a nie All Time Low, Green Day, My Chemical Romance, Good Charlotte… - zaczął wymieniać.
- A czego ty słuchasz? – przerwałam mu ciekawa jego odpowiedzi.
- Byłem w trakcie wymieniania moich ulubionych zespołów, ale mi przerwałaś – uśmiechnął się.
- Wybacz – parsknęłam – możesz wymieniać dalej. Chętnie dowiem się o twoich ulubionych zespołach i chętnie o tym z tobą podyskutuję, ponieważ tak się składa, że zacząłeś temat, o którym mogłabym rozmawiać godzinami.
Uniósł wysoko brwi, jakby rzucając mi wyzwanie. Założyłam nogę na nogę, a ramiona skrzyżowałam na piersi i uniosłam głowę.


*

Zaśmiałam się głośno, nie przejmując się nawet faktem, że mogę tak obudzić rodziców lub brata.
- Dobra, tym razem wygrałeś! Ale to ostatni raz, obiecuję – ponownie wybuchłam śmiechem.
- Przekonamy się – chłopak także się zaśmiał i leniwie podniósł do pozycji siedzącej.
Sięgnął po leżący u jego stóp telefon, włączył wyświetlacz i zrobił wielkie oczy. Odwrócił się w moją stronę i mimo zdziwienia, uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, że jest już po trzeciej?
- Żartujesz?
Pokręcił rozbawiony głową.
- Jak to możliwe, że przegadaliśmy ponad trzy godziny i nie zorientowaliśmy się, że jest już tak późno?
Chłopak, nadal z uśmiechem na ustach, zszedł z łóżka, co uczyniłam również i ja.
- Chyba będę już leciał – powiedział lekko skrępowany i schował dłonie do przednich kieszeni spodni.
Kiwnęłam lekko głową, dopiero teraz zaczynając odczuwać całe zmęczenie. Nim się obejrzałam Luke już siedział na parapecie z nogami zwisającymi na zewnątrz.
- Do zobaczenia, Parker – uśmiechnął się powalająco, machnął ręką i zeskoczył na dach garażu.
Odetchnęłam głośno i ponownie usiadłam na skraju łóżka. Oparłam głowę na dłoniach i uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie ostatnich trzech godzin. Chyba jeszcze z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze.



~*~

Od razu przepraszam, że kawałek tekstu jest na białym tle i ma inny kolor czcionki, ale próbowałam już wszystkiego, a to i tak nie chce się naprawić.

Rozdział 2 za tydzień :)

tt - beushx

sobota, 6 sierpnia 2016

Prolog

Jeśli teraz jest źle, znaczy, że za jakiś czas będzie lepiej. Czy nie tak to brzmiało? A jeśli teraz jest cudownie, za jakiś czas wszystko się posypie.
Powiesz – „życie jest głupie”. Masz rację, jest. Ale mimo wszystko przeżywasz swoją własną historię. Tworzysz ją, kreujesz na swój sposób. Masz wybór. Robisz to, co uważasz za słuszne. Korzystasz z życia i chcesz czerpać z niego jak najwięcej. Starasz się, by wszystkie chwile były jak najlepsze, pełne szczęścia, śmiechu i miłości. Nie chcesz w nich smutku czy cierpienia.
A kiedy Twoje życie dobiega końca, wspominasz je wszystkie. Te złe, jak i dobre. I czujesz się jakbyś przeżywał to wszystko jeszcze raz.
Nazywam się Samantha Parker. Mam osiemnaście lat i mimo przeciwności losu, zamierzam przeżyć moje życie jak najlepiej.
Bo czy Ty nie chciałbyś umrzeć z uśmiechem na ustach, zamiast świadomością, że nie wykorzystałeś swojego życia tak jak chciałeś?


~*~

Hejka! Mam nadzieję, że moje opowiadanie Ci się spodoba. Jeśli przeczytasz któryś z rozdziałów, to byłoby mi miło, gdybyś zostawiła po sobie ślad w komentarzu. Z góry dziękuję, bo to jedna z najlepszych motywacji do pisania! :)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.