niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 1

Nie wiele myśląc, gdy tylko zauważyłam przyjaciela rzuciłam się biegiem w jego stronę. Ashley zostawiłam gdzieś w tyle nawet się tym nie przejmując. Już z daleka widziałam jak rozkłada ramiona, więc gdy byłam tuż przy celu wskoczyłam na niego mocno obejmując, a nogi zaplatając w pasie. Najwidoczniej zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo chłopak nie podołał zadaniu i po prostu poleciał razem ze mną w tył. Słysząc jego głośny śmiech także i ja zaczęłam się śmiać. Nie dużo później poczułam na sobie ciężar i oplatające nas ramiona. To musi wyglądać naprawdę dziwnie, ale i zabawnie. Dwie dziewczyny leżące na niewyrabiającym ze śmiechu chłopaku. 
- Tęskniłyśmy! – krzyknęła Ashley.
- Miesiąc to zdecydowanie za dużo, głupku! – dodałam.
- Każdy by za mną tęsknił – odpowiedział, próbując objąć nas obie.
Usłyszałam czyjś śmiech, a cień tej osoby padł prosto na nasze twarze.
- Stary, pomóż, już mam ich dość – zachichotał Calum.
Odkleiłyśmy się od przyjaciela i równo stanęłyśmy na proste nogi.
- Kto to? – Ashley nie kryła swojego zaciekawienia.
Ja, o dziwo, nie odezwałam się ani słowem. Prześledziłam jedynie nieznajomego blondyna wzrokiem i stwierdziłam, że jest całkiem przystojny.
- Luke – przedstawił go Calum – mój najlepszy przyjaciel z Nowego Jorku. Póki co przeprowadza się do San Francisco i razem z nami skończy tutaj szkołę – wytłumaczył, kończąc uśmiechem.
Patrząc na blondyna zauważyłam, że on również się we mnie wpatruje. Puścił mi oczko i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.


***

 
Zauważając, że dochodzi prawie północ, zamknęłam wszystkie karty w przeglądarce i wyłączyłam laptopa. Nie śpiesząc się, podniosłam się z fotela i skierowałam w stronę łóżka, by wziąć piżamę. Odrzuciłam poduszkę na bok i zabierając ubranie, usłyszałam hałas dobiegający z podwórza. Zamarłam, zatrzymując swoje ruchy. Trzymając piżamę w prawej ręce ruszyłam do okna chcąc zobaczyć, co mogło spowodować ten odgłos. Oparłam dłonie na parapecie i wyjrzałam, próbując coś zauważyć. Stwierdzając, że to nic nie da, postanowiłam otworzyć okno. W trakcie tej czynności ponownie usłyszałam hałas. Wychylając się i dokładnie rozglądając, ujrzałam cień męskiej sylwetki, którą można łatwo poznać po bardzo szerokich ramionach. Chłopak, albo i mężczyzna, wychylał się zza drzewa znajdującego się na moim podwórku, obok garażu.
- Kto tu jest? – odezwałam się.
Postać stanęła jak wryta, a ja dopiero teraz zorientowałam się, jak głupie to było.
- Samantha? – usłyszałam, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły – przyjaciółka Caluma? Co ty tutaj robisz? – dodał.
Słysząc jego głos nieco dłużej, mogłam zorientować się, że jest mi on znajomy.
- Mieszkam? – odpyskowałam niemiłym tonem - kim jesteś? – dlaczego moje pytania brzmią tak idiotycznie?
- Hej, to ja, Luke – mruknął, co jakiś czas nerwowo oglądając się na ulicę.
- Co ty tu robisz? – krzyknęłam szeptem, próbując dostosować się do tonu jego głosu – jest dwunasta w nocy, a ty biegasz po moim podwórku!
- To skomplikowane – podsumował – pomóż mi się ukryć.
- Co? Przed czym?
- Po prostu pomóż! Pomożesz?
Nie znam go, ale skoro jest przyjacielem Caluma, to może powinnam mu pomóc? Wydaje się być w porządku, ale z drugiej strony nie jestem do niego jeszcze do końca przekonana. A jeśli rodzice albo brat się obudzą? To uczucie gdy chcesz coś zrobić, ale się boisz, jest najgorsze. W mojej głowie utworzyła się lista wszystkich „za” oraz „przeciw” i mimo to wszystko przypomniałam sobie, że przecież uwielbiam ryzyko.
- Jak mam ci pomóc? – odezwałam się, próbując dokładniej zobaczyć jego twarz pomimo ciemności.
- Um… Daj mi się schować w twoim domu? – zapytał nieśmiało, po chwili cicho i nerwowo się zaśmiał.
Wydałam z siebie cichy śmiech, bardziej zacisnęłam dłoń na materiale piżamy i oparłam lewą dłoń o futrynę okna.
- Żartujesz, prawda? – uśmiechnęłam się.
Na pewno żartuje. Przecież się praktycznie nie znamy. Nie prosiłby o to, żebym schowała go w swoim domu, bo przed czymś ucieka. Co innego gdyby to był dzień, a my znalibyśmy się chociaż tydzień dłużej, ale zamiast tego jest cholerna północ, a ja wiem o nim tyle, że ma na imię Luke. Wydaje mi się, że to trochę za mało.
- Nie żartuję. Jestem przyjacielem Caluma, więc błagam, pomóż mi do cholery!
Ta sytuacja robi się dla mnie coraz bardziej idiotyczna. Czy oni mnie wkręcają? Zresztą – pieprzyć to.
- W porządku – założyłam ramiona na piersi.
- Naprawdę?
- Tak. Możesz się schować w moim pokoju.
- Okej, otworzysz mi główne drzwi czy masz może jakieś z tyłu domu lub ta…
- Jak widzisz garaż jest połączony z domem, a jego dach jest nieco pod moim oknem. Jeśli wyjdziesz jakimś cudem na niego i dostaniesz się do mojego okna, to możesz wejść – przerwałam mu.
Spojrzał na mnie całkiem zdezorientowany i lekko zszokowany.
- Uh, nie ma jakiegoś łatwiejszego sposobu? No wiesz, nie codziennie wspinam się po cudzych garażach.
- Wybacz, ale nie – uśmiechnęłam się lekko, próbując powstrzymać większy uśmiech cisnący mi się na usta.
Odwróciłam się w celu rzucenia trzymanych przeze mnie piżam na łóżko i gdy mój wzrok ponownie podążył na podwórko, widziałam jak Luke wspina się po potężnym pniu drzewa, a następnie zeskakuje na dach. Chwilę później stoi pod moim oknem. Raczej nie muszę wspominać, że byłam w lekkim szoku. Byłam prawie pewna, że sobie odpuści. W ciągu następnych kilku sekund chłopak wspiął się po ścianie, kurczowo ściskając parapet, aż w końcu na nim usiadł i przerzucił nogi do środka, na koniec zeskakując i stając tu przede mną.
- Ok-ej – zająknęłam się.
Usłyszałam krzyki i hałas dochodzący z zewnątrz. Blondyn w szybkim tempie zamknął okno i popatrzył na mnie z ulgą na twarzy.
- Dziękuje, dziękuje, dziękuje – powtarzał – uratowałaś mi tyłek.
- Co tak w ogó… - zaczęłam, ale przerwał mi telefon, który zaczął dzwonić.
- Gdzie jesteś? – rzucił od razu Luke, ówcześnie klikając zieloną słuchawkę.
Stałam obok, przyglądając się mu. Po chwili chłopak głośno się roześmiał, na co odruchowo przysunęłam się maksymalnie blisko i zatkałam mu dłonią usta. Jeszcze brakuje, żeby rodzice się obudzili. Przez mój gest momentalnie ucichł i spojrzał mi w oczy. Nasze klatki piersiowe się prawie stykały, a ja nie czułam się nawet nadzwyczaj niezręcznie. A przecież jest mi on obcy. Powoli odsuwałam swoją dłoń, dzięki czemu mogłam zauważyć, że na jego ustach uformował się mały uśmiech. Ja również się uśmiechnęłam.
- Ej, stary! Jesteś tam jeszcze?! – przez bliskość i ton głosu, mogłam usłyszeć to krótkie zdanie i zorientować się, że Luke rozmawia z Calumem.
Odskoczyłam od niego, czując jak moje policzki delikatnie zapiekły, jakby w naszej bliskości było coś nie tak. Zagryzłam dolną wargę i czekałam, aż chłopak skończy rozmowę.
- U Samanthy – odpowiedział w końcu – tak, tej. Wytłum… nie. Przestań, wytłumaczę ci to później. Tak, tak i nie. Dobrze – westchnął, a następnie nacisnął czerwoną słuchawkę, kończąc tym rozmowę.
- Um, powinnam pytać? – mruknęłam nieśmiało.
Luke, tym razem, cicho się zaśmiał i pokręcił przecząco głową.
- Uwierz, o tym lepiej nie wiedzieć – uśmiech nie znikał mu z twarzy, co swoją drogą wcale mi nie przeszkadzało.
Polubiłam jego uśmiech. Zwłaszcza, że był szczery i towarzyszyły mu urocze dołeczki.
Odetchnęłam tak cicho, że nawet nie było tego słychać i usiadłam na skraju łóżka.
- Długo musisz się tak ukrywać? Nie żebym cię wyganiała czy coś, ale… - chciałam dokończyć, ale mi przerwał.
- Dziesięć minut i się zwijam – usiadł obok mnie – jeszcze raz dzięki.
Po tym nastała cisza, a ja nie wiedząc co ze sobą zrobić, zaczęłam bawić się moimi palcami. Luke oparł  łokcie na udach, a głowę na dłoniach.
- Więc – zaczęłam, chcąc przerwać krępującą ciszę i nawiązać jakąkolwiek rozmowę – dlaczego się przeniosłeś?
Blondyn wyraźnie spiął się na moje pytanie. Nerwowo odkaszlnął i wyprostował się, a następnie potarł uda dłońmi. Spojrzał na mnie i podrapał się po karku. Chyba nie trafiłam z pytaniem. Mentalnie przybiłam sobie piątkę w czoło.
- Eee… To jak ci się podoba w San Francisco? – zmieniłam szybko swoje pytanie, oddychając z ulgą, gdy zauważyłam, że Luke również poczuł się teraz swobodniej.
- Jest fajnie, ale to nic, czego bym wcześniej nie widział. Przyjeżdżam tu co rok na wakacje, odwiedzić Caluma i kilku innych znajomych – jego błękitne oczy zabłyszczały.
- Naprawdę? Nigdy cię tu nie widziałam – zmarszczyłam brwi.
- Zawsze się tak trafia, że ty i Ashley jesteście wtedy na jakimś obozie. Calum mi sporo o was mówił.
- Och, aż się boję, co takiego ci naopowiadał – zaśmiałam się.
- Myślałem, że tylko ja lubię pizzę hawajską, a tu takie zaskoczenie. Zazwyczaj ludziom nie pasuje, że na pizzy jest ciepły i słodki owoc – również się zaśmiał.
- Calum i Ashley jej nienawidzą – burknęłam niezadowolona.
- Wspomniał też, że lubisz słuchać pop- i punk-rocka, co tak samo było dla mnie nietypowe. Dziewczyny, które znam raczej szaleją za Justinem Bieberem czy One Direction, a nie All Time Low, Green Day, My Chemical Romance, Good Charlotte… - zaczął wymieniać.
- A czego ty słuchasz? – przerwałam mu ciekawa jego odpowiedzi.
- Byłem w trakcie wymieniania moich ulubionych zespołów, ale mi przerwałaś – uśmiechnął się.
- Wybacz – parsknęłam – możesz wymieniać dalej. Chętnie dowiem się o twoich ulubionych zespołach i chętnie o tym z tobą podyskutuję, ponieważ tak się składa, że zacząłeś temat, o którym mogłabym rozmawiać godzinami.
Uniósł wysoko brwi, jakby rzucając mi wyzwanie. Założyłam nogę na nogę, a ramiona skrzyżowałam na piersi i uniosłam głowę.


*

Zaśmiałam się głośno, nie przejmując się nawet faktem, że mogę tak obudzić rodziców lub brata.
- Dobra, tym razem wygrałeś! Ale to ostatni raz, obiecuję – ponownie wybuchłam śmiechem.
- Przekonamy się – chłopak także się zaśmiał i leniwie podniósł do pozycji siedzącej.
Sięgnął po leżący u jego stóp telefon, włączył wyświetlacz i zrobił wielkie oczy. Odwrócił się w moją stronę i mimo zdziwienia, uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, że jest już po trzeciej?
- Żartujesz?
Pokręcił rozbawiony głową.
- Jak to możliwe, że przegadaliśmy ponad trzy godziny i nie zorientowaliśmy się, że jest już tak późno?
Chłopak, nadal z uśmiechem na ustach, zszedł z łóżka, co uczyniłam również i ja.
- Chyba będę już leciał – powiedział lekko skrępowany i schował dłonie do przednich kieszeni spodni.
Kiwnęłam lekko głową, dopiero teraz zaczynając odczuwać całe zmęczenie. Nim się obejrzałam Luke już siedział na parapecie z nogami zwisającymi na zewnątrz.
- Do zobaczenia, Parker – uśmiechnął się powalająco, machnął ręką i zeskoczył na dach garażu.
Odetchnęłam głośno i ponownie usiadłam na skraju łóżka. Oparłam głowę na dłoniach i uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie ostatnich trzech godzin. Chyba jeszcze z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze.



~*~

Od razu przepraszam, że kawałek tekstu jest na białym tle i ma inny kolor czcionki, ale próbowałam już wszystkiego, a to i tak nie chce się naprawić.

Rozdział 2 za tydzień :)

tt - beushx

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.